Potwór czy ofiara?
Wczoraj poznański Sąd Okręgowy zajął się po raz drugi sprawą Beaty W. i jej chłopaka, którzy zabili sześcioletniego braciszka dziewczyny. Wyrok ogłosi w poniedziałek.
Pierwszy proces był niejawny. Sędzia Dariusz Kawula chciał ochronić bardzo młodych oskarżonych przed medialnym szumem. W grudniu 2003 r. sąd ogłosił wyrok. Skazał Beatę W. i Piotra A. za zamordowanie 6-letniego brata dziewczyny na 25 lat. W ocenie sądu była to zbrodnia z premedytacją. Beata myślała o otruciu matki, zamordowaniu starszego z przyrodnich braci, ostatecznie zdecydowała się zabić młodszego, Krystiana.
W lipcu 2002 r., wraz ze swoim chłopakiem wyprowadziła sześciolatka na opuszczoną budowę. Przekonała się jednak, że zabicie człowieka, nawet tak małego chłopca, nie jest prostą sprawą. Dwukrotnie podcięła bratu gardło. Potem powiedziała: - Nie mogę tego zrobić, nie zrobię tego. Poprosiła chłopaka, żeby dobił dziecko. Piotr A. znalazł ciężki kawałek muru, cegły spojone zaprawą i kilkakrotnie uderzył chłopca w okolice kręgosłupa i w głowę. Surowość kar dla Beaty i Piotra sąd uzasadnił motywem zbrodni, a właściwie - brakiem motywu. Bo czy mogła nim być gadatliwość sześciolatka, którego winą było to, że "donosił" rodzicom, co robi starsza siostra? Praktycznie jedyną okolicznością łagodzącą był młody wiek oskarżonych: w roku popełnienia zbrodni Beata skończyła 18 lat. Piotr był o rok młodszy.
Nie to nazwisko
Obrońcy oskarżonych zaskarżyli surowość kar, a Krzysztof Śmidowicz, broniący Beaty dowodził, że dziewczyna została skazana i siedzi... pod cudzym nazwiskiem (dopiero po ogłoszeniu pierwszego wyroku okazało się, że oskarżona naprawdę nosi nazwisko ojca, a nie panieńskie matki). Prokurator domagał się utrzymania wyroku w mocy, Sąd Apelacyjny jednak zdecydował inaczej. W ocenie sądu drugiej instancji w pierwszym procesie zabrakło pełnych opinii biegłych psychiatrów i psychologów. - Gdy nadzwyczaj brutalne przestępstwo popełniają osoby bardzo młode, których osobowość dopiero się kształtuje, nie wystarczy jedna rozmowa - tłumaczył sędzia Rafał Zajączkowski, uzasadniając uchylenie wyroku.
Żałuję, przepraszam
Wczoraj rozpoczął i praktycznie skończył się drugi proces Beaty i Piotra. Jedyną osobą, która chciała zeznawać, była babcia dziewczyny. Od początku broniła wnuczki, prześladowanej przez ojczyma. - Gdy córka poszła z Beatką do psychologa, powiedział jej, że musi się zdecydować, czy będzie przy mężu, czy chce ratować córkę - mówiła starsza pani. Wraz z drugą córką, ciocią Beaty, jeździ do niej na widzenia do aresztu. Ojczym i matka wyrzekli się dziewczyny. - Zięć powiedział mi, że i tak do niej jeździmy i staramy się o krótszy wyrok, ale on zrobi tak samo Beacie, jak ona Krystianowi - mówiła starsza pani. Potem stawili się biegli: psycholodzy, psychiatrzy i seksuolog. Na ten czas sąd wyłączył jawność rozprawy i zakończył proces wystąpieniami stron. Prokurator żądał dla obojga oskarżonych 25 lat. Beata powiedziała, że żałuje tego, co się stało. Piotr przeprosił. Sąd ogłosi wyrok w poniedziałek.
Barbara Sadłowska