Poszukiwania w Tatrach zwłok turysty z Wrocławia
Korzystając z dobrej pogody w górach, ratownicy TOPR szukają 20-letniego turysty z Wrocławia, który zaginął w Tatrach w ostatnim dniu ubiegłego roku. Nie ukrywają jednak, że po tak długim czasie nie spodziewają się znaleźć go żywego, raczej szukają zwłok. Poszukiwania przeniesiono z Tatr Zachodnich w Tatry Wysokie.
Od rana sześciu ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego penetruje rejon Hali Gąsienicowej, Doliny Pięciu Stawów, Koziego Wierchu i Świnicy. W poprzednich dniach TOPR-owcy przeszukali Tatry Zachodnie, najwięcej czasu i uwagi poświęcając na penetrację rejonu Doliny Chochołowskiej i masywu Czerwonych Wierchów. Według ratowników, wszystko wskazuje na to, że mężczyzna uległ śmiertelnemu wypadkowi. Turysta ubrany był w odzież zimową, ale nie miał raków i czekana.
Najbardziej prawdopodobne jest to, że turysta wyruszył w Tatry Zachodnie, ale tam przeszukaliśmy wszystko, co mogliśmy; niestety, bez rezultatu. Nie znaczy to, że go tam nie ma, tylko że pod śniegiem może być nie do znalezienia. Nie można też wykluczać, że zmienił plany i poszedł w Tatry Wysokie, dlatego przeszukujemy najbardziej popularne wśród turystów rejony tej części Tatr - powiedział ratownik dyżurny TOPR, Tomasz Witkowski.
Turysta wyszedł samotnie z kwatery w Zakopanem 31 grudnia, mówiąc, że idzie do Doliny Chochołowskiej. Następnego dnia miał opuścić Zakopane. Gdy nie pojawił się na kwaterze w Nowy Rok do wieczora gospodarz powiadomił TOPR. Poszukiwania w górach wszczęto 2 stycznia rano. Uczestniczyli w nich polscy i słowaccy ratownicy, wspomagani przez psy i śmigłowiec.
W pierwszej kolejności przeszukiwano rejon Doliny Chochołowskiej, potem Czerwone Wierchy. Ustalono, że turysta wspominał, iż ten masyw go interesuje, oraz że był znany z częstego zmieniania planów już w trakcie wycieczek. Niestety, zarówno po polskiej i słowackiej stronie Tatr Zachodnich nie natrafiono na żaden ślad zaginionego.
W nocy z 3 na 4 stycznia do TOPR zadzwonili turyści z Krakowa z informacją, że 31 grudnia po południu spotkali samotnego turystę podchodzącego z Przysłopu Miętusiego w stronę Małołączniaka, czyli w rejonie Czerwonych Wierchów. Z opisu turystów wynikało, że mógł to być poszukiwany. Jednak ze względu na znaczne pogorszenie pogody, duże opady śniegu i wzrost zagrożenia lawinowego poszukiwania nie mogły być prowadzone. Podjęto je dopiero po kilku dniach.
TOPR-owcy podkreślają, że realne szanse na odnalezienie zwłok wrocławianina będą dopiero późną wiosną, gdy ustępujący śnieg odsłoni ciało. W tej chwili w górach leży od 50 do 100 cm śniegu.
Podobne zaginięcia zdarzają się w Tatrach niemal każdej zimy. Ciał niektórych ofiar nie udaje się nigdy odnaleźć.