Posłowie PiS odpowiedzą za fałszywe usprawiedliwienia
Nie jest wykluczone, że parlamentarzyści PiS, którzy złożyli fałszywe usprawiedliwienia w związku z nieobecnością podczas głosowań 11 lipca, będą musieli tłumaczyć się prokuratorowi. To, co zrobili posłowie to nie tylko poświadczenie nieprawdy, ale także próba wyłudzenia - mówi "Newsweekowi" karnista prof. Piotr Kruszyński.
Losy grupy posłów PiS rozstrzygnie w piątek prezydium Sejmu. Marszałek wraz z zastępcami podejmie decyzję, jak ukarać polityków, którzy skłamali po to, by nie stracić dniówki wynoszącej 300 złotych.
Wszystko wydarzyło się dwa miesiące temu, kiedy Sejm odrzucił wniosek PiS o przerwę w obradach. Grupa 141 członków klubu Prawa i Sprawiedliwości opuściła salę i urządziła konferencję prasową na schodach przy wejściu głównym do gmachu. Kilka tygodni później do wicemarszałka Jarosława Kalinowskiego zaczęły napływać usprawiedliwienia od posłów, którzy uczestniczyli w bojkocie. Twierdzili, że tego dnia nie byli w Sejmie ponieważ m.in. mieli spotkania z wyborcami albo musieli dotrzymać towarzystwa choremu członkowi rodziny.
Zwykle takie usprawiedliwienia są przyjmowane. Jednak 11 lipca były specyficzne wydarzenia, więc sprawdziłem m.in. listy obecności podpisywane przed głosowaniem. Okazało się, że widniały tam podpisy osób, które twierdziły, iż musiały być tego dnia poza gmachem parlamentu - mówi Kalinowski.