Posłanka Szczypińska nie żyje. Po jej śmierci stał się cud
Śmierć Jolanty Szczypińskiej pokazuje, że jednak da się, nawet o największym przeciwniku politycznym, powiedzieć dobre słowo. Szanować jego dokonania, wznieść się ponad tradycyjne słowne okładanie. Choć to przecież normalne gesty, to w polskim piekle politycznym urastają do rangi cudu.
Szanujmy polityków, tak szybko odchodzą. Szanujcie się politycy nawzajem, zanim nie będzie za późno. Obdarzajcie się dobrym słowem za życia, a nie tylko w obliczu śmierci. Inaczej, nigdy nie dowiecie się, że ktoś was szanuje, ceni, jest wdzięczny. Dowiedzą się inni, podczas waszego pogrzebu albo w internetowych pożegnalnych wpisach.
Rację miał ks. Twardowski
Tak jak Jolanta Szczypińska, która nie miała szansy dowiedzieć się na swój temat tego, co o niej przeczytałem przez ostatnich kilka godzin. Tych wiele dobrych słów i to od osób, które politycznie z nią mocno walczyły.
Tak, świadomie nawiązuję do tego, czego uczył nas ks. Twardowski, żeby kochać ludzi póki jest na to czas. By ich kochać teraz, bo szybko odchodzą. Nie musimy się kochać, ale przynajmniej szanujmy. Kolejna śmierć polityka pokazuje, że jednak da się, nawet o największym przeciwniku politycznym, powiedzieć dobre słowo, szanować jego dokonania, wznieść się ponad tradycyjne słowne okładanie.
Wielu politycznych przeciwników potrafi nagle dostrzec w innym polityku człowieka, to co robił dobrze, jego ideał, które warto wspierać. Dopiero po śmierci następuje chwila refleksji, że żaden człowiek, nawet polityk, nie składa się tylko partyjnego szyldu. Dopiero gdy umiera ktoś, kto do niedawna siedział obok, przychodzi refleksja, że jakiekolwiek wotum nieufności, odmienne zdanie, czy brak zgody na jakąś ustawę, to tylko przejaw innych poglądów, a nie zaprzeczenie jego człowieczeństwa.
Jolanta Szczypińska już nie usłyszy, że "mimo, że z nią walczyłem, podobało mi się, że walczyła o zwierzęta". Ze zdziwieniem mogłaby odkryć jak jeden z walczących z nią polityków pisze, że "to była nasza koleżanka, którą zapamiętamy jako zawsze uśmiechniętą". A inny teraz zapewnia, że "rywalizowaliśmy, ale nie odmawialiśmy sobie wzajemnego szacunku". Naprawdę musiała umrzeć, by te i inne słowa mogły wybrzmieć głośno? Dopiero śmierć wyzwala w tak wielu z nas konieczność okazania godności drugiemu? Już raz to boleśnie przeżywaliśmy. Gdy po śmierci Lecha Kaczyńskiego, wielu ze zdziwieniem odkryło, że płaczą też jego wrogowie, że w archiwach jest tyle jego uśmiechniętych zdjęć.
Chcesz być dobrze zapamiętany szanuj innych
Śpieszcie się politycy okazywać sobie wzajemnie szacunek, wy też szybko odchodzicie. Jeśli kolejny raz nie odrobicie lekcji, to i was może spotkać ten sam los, że po waszej śmierci, ileś osób nie powstrzyma się od okazywania złych emocji i nie zamilknie na czas. Nie zorientuje się, że śmierć kończy wszystkie spory, bo spierać się nie ma już z kim. A znajdą się ludzie, którzy dla poklasku, kolejnej walki, w poczuciu, że tego się właśnie od nich oczekuje, będą cieszyć się z waszej śmierci, bo nie zdołają na czas się opamiętać i wyhamować swoich politycznych zapędów.
Takie dziedzictwo chcecie po sobie zostawiać? Że spór, okazywanie nienawiści, odczłowieczanie politycznego rywala, to cel najważniejszy? Steven Covey radzi każdemu, kto chce dobrze przeżyć swoje życie, by zaczynał od ułożenia sobie na kartce mowy pogrzebowej, która ma być wygłoszona na jego pogrzebie. Wyobraźcie sobie i wy politycy, co wasi oponenci będą o was w takim dniu mówić. I czy na pewno chcielibyście to usłyszeć?
Jeśli naprawdę chcesz być dobrze zapamiętany po śmierci, to szanuj swoich politycznych przeciwników za życia.