Posłanka, ambasador, bezrobotna
Ewa Spychalska była posłem, szefową
związku, ambasadorem. Potem na własnej skórze poznała, co znaczy
być bezrobotnym - pisze "Życie Warszawy".
24.11.2004 | aktual.: 24.11.2004 07:52
Na początku lat 90. tak wyobrażała sobie przyszłość: Oczami duszy widzę rodzinę i przyjaciół na plaży, wśród palm. Popijamy drinki, czytamy gazety z Polski, a w nich same dobre wiadomości.
Przyszłość, którą sobie przepowiadała w wywiadzie, okazała się inna. Ewa Spychalska niedawno stanęła w kolejce bezrobotnych. Stała trzy dni i uważała, by nikt nie rozpoznał w niej byłej posłanki, szefowej związków zawodowych, pani ambasador. Dzwoniła do świętych lewicy: premiera, ministrów, posłów i senatorów. Pisała listy z prośbą o pomoc. Dziś twierdzi, że milionom bezrobotnych, którzy nie mają takich znajomości, jest łatwiej, bo nie mają złudzeń. Mówi, że niektórzy znajomi sugerowali jej nawet zmianę nazwiska.
Z Ewą Spychalską, byłą posłanką SLD, szefową OPZZ i ambasadorem na Białorusi, rozmawiał dziennikarz "ŻW" Maciej Zdziarski
Ewa Spychalska, kiedyś bardzo ważny polityk, staje w kolejce bezrobotnych po numerek...
-Kiedy stałam w tej kolejce - to najchętniej włożyłabym sobie głowę pod pachy. Bałam się, że mnie ktoś rozpozna i zada mi jakieś kłopotliwe pytanie, a ja pewnie bym się tam zryczała. I tak się naćpałam tabletkami, żeby to przeżyć.
Była Pani przez lata posłem, szefową związku, ambasadorem, potem pracowała w kilku firmach na wysokich stanowiskach. Naprawdę nie dało się żyć bez zasiłku?
Naprawdę nie miałam z czego żyć, potrzebowałam ubezpieczenia i szukałam pracy. Rozczarowałam się w stosunku do ludzi, zbyt dużo człowiek ma w otoczeniu pseudoprzyjaciół. Dzwoniłam do kogo się da, raz, potem drugi, a trzeciego telefonu już nie wykonywałam, bo dostępu bronią sekretarki, nie odbiera się rozmów z telefonu komórkowego. Nie chciałam zginać karku i zaprzestałam dzwonienia.
Do kogo Pani dzwoniła? Do prezydenta, do premiera?
-To smutna lista, same tuzy. Dzwoniłam do ludzi z Kancelarii Prezydenta, do premiera Millera wysłałam list, ale nie odpisał. Oddzwonił ktoś od niego i powiedział: "Ewa, jeszcze nie teraz, wytrzymaj jeszcze trochę". A potem nic.
Wie Pani, że w Polsce są trzy miliony bezrobotnych, którzy nie znają prezydenta i premiera? I muszą z tym żyć.
I dzięki temu jest im łatwiej, bo nie mają złudzeń, a ja je miałam. Poza tym to, że pracowałam na wysokich i odpowiedzialnych stanowiskach, przeszkadzało w znalezieniu czegokolwiek. Nawet niektórzy znajomi sugerowali mi zmianę nazwiska. Po prostu stałam się niepotrzebnym sprzętem.(PAP)