Porwano troje rumuńskich dziennikarzy w Iraku
Troje dziennikarzy rumuńskich uprowadzono z hotelu w Bagdadzie. Zanim ustał kontakt z nimi, zdołali powiadomić o porwaniu jedną z redakcji i krewnych.
29.03.2005 | aktual.: 29.03.2005 12:50
Napastnicy uprowadzili dziennikarkę Marie Jeanne Ion i kamerzystę Sorina Dumitru Miscociego z prywatnej telewizji rumuńskiej Prima TV oraz reportera Ovidiu Ohanesiana z bukareszteńskiego dziennika "Romania Libera".
Redaktor naczelny "Romania Libera" Mihai Bacanu powiedział, że cała trójka zaginęła wkrótce po przeprowadzeniu wywiadu z tymczasowym premierem Iraku Ijadem Alawim. Ohanesian chciał jeszcze zostać i zbierać informacje do reportaży, ale Bacanu polecił mu, by wracał do kraju.
Dziennikarzy porwano w czasie, gdy prezydent Rumunii Traian Basescu kończył dwudniową podróż do Iraku i Afganistanu. Rumunia, sojusznik Stanów Zjednoczonych, ma w Iraku około 800 żołnierzy, a w Afganistanie około 500.
Dyplomaci rumuńscy w Bagdadzie poinformowali Bacanu, że dziennikarzy uprowadzono z hotelu. Na razie żadne ugrupowanie nie przyznało się do porwania i nie zażądało okupu.
Premier Rumunii Calin Popescu Tariceanu powołał centrum kryzysowe, która ma koordynować starania o uwolnienie dziennikarzy.
Prima TV podała, że Marie Jeanne Ion zdołała zatelefonować do newsroomu w Bukareszcie i powiadomić redakcję, co się stało.
Koledzy w Bukareszcie słyszeli przez telefon, jak Ion rozmawia z porywaczami i prosi ich, po angielsku, oraz przez tłumacza po arabsku, aby nie zabijali ich, ani nie porywali, bo są z biednego kraju i nie mają pieniędzy na zapłacenie okupu.
Później dziennikarka wysłała do redakcji SMS: "Pomóżcie, to nie jest żart, porwano nas". Takiej samej treści wiadomość dotarła z telefonu Ion do jej matki.
Matka zaapelowała potem do władz, aby nie podejmowały przedwcześnie prób odbicia porwanych, zanim nie dowiedzą się, jakie są zamiary porywaczy.
"Proszę, nie wysyłajcie sił specjalnych. Musimy zaczekać i ustalić, czego chcą porywacze" - powiedziała Magdalena Ion.
Prezydent Basescu powiedział, że Bukareszt zwrócił się do "służb specjalnych naszych sojuszników, aby pomogły rozwiązać problem".