Poruszenie po słowach Trumpa o NATO i wojnie w Ukrainie. "Chce wejść z przytupem"
Jeszcze przed zaprzysiężeniem Donald Trump w mocnych słowach skrytykował europejskie państwa NATO. Zmienił też zdanie na temat zakończenia konfliktu w Ukrainie. I zasugerował, że uda mu się do tego doprowadzić w ciągu pół roku, a nie jak wcześniej mówił - 24 godzin. - Trump próbuje wywrzeć presję na sojusznikach i wejść z przytupem do Białego Domu - komentuje gen. Stanisław Koziej, były szef BBN.
Donald Trump podczas wtorkowej konferencji prasowej w swojej posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie sporo czasu poświęcił wojnie w Ukrainie oraz Sojuszowi Północnoatlantyckiemu. Przypomniał swoje słowa z czasów pierwszej prezydentury o tym, że państwa Sojuszu zamiast 2 proc. wymaganego progu wydatków na obronność, powinny przeznaczać 5 proc. PKB. Pytany, czy będzie dążył do podwyższenia wydatków obronnych do tego poziomu, Trump odpowiedział twierdząco.
"Nie można tego zrobić przy 2 proc."
- Cóż, myślę, że NATO powinno mieć 5 proc. Nie można tego zrobić przy 2 proc. Jeśli ma się kraj ze zwykłym wojskiem, powinno się wydawać 4 proc., ale jeśli jest się w niebezpiecznej strefie to - ich wszystkich na to stać - powinno być na poziomie 5 proc. - powiedział Trump.
Zgodnie z jego sugestią, kraje, które miałyby nie spełniać tych wymogów, nie będą chronione przez Stany Zjednoczone. Już podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa wydatki na obronność w NATO były głównym punktem spornym. Republikanin zagroził wówczas wycofaniem USA z sojuszu wojskowego, jeśli kraje partnerskie nie wywiążą się z obowiązku inwestowania co najmniej 2 proc. PKB w obronność.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak długo będzie trwała wojna. "Jeżeli z Europą, to bardzo długo"
Gen. Koziej: presja może przynieść lepszy skutek
- Wtedy Trumpowi to średnio się udało. Choć niektóre państwa, w tym Polska, zaczęły poważnie podchodzić do tematu. Teraz presja Trumpa na europejskich sojuszników może przynieść znacznie lepszy skutek. Wszystko przez wojnę w Ukrainie i zagrożenie ze strony Rosji. To Putin wymusza na Europie podejmowanie takich decyzji – mówi Wirtualnej Polsce gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Jego zdaniem, NATO na najbliższym szczycie nie podejmie jeszcze decyzji zgodnej z zaleceniami Trumpa. – Ale skoro Amerykanie od dawna oczekują od europejskich sojuszników większego wkładu w obronność, to zapisanie zmierzania w kierunku 5 proc. jest bardziej realistyczne – uważa gen. Koziej.
W podobnym tonie wypowiedział się w środę przewodniczący komisji obrony w Bundestagu Marcus Faber z liberalnej FDP. Uważa on, że 5 proc. to za dużo, ale - jego zdaniem - 32 państwa NATO będą musiały uzgodnić nowe, wspólne minimum wykraczające poza cel 2 proc. Ostrzej wypowiedź Trumpa skomentowała była szefowa komisji obrony, europosłanka Marie-Agnes Strack-Zimmermann. - Nie powinniśmy dać się zwariować przez każde oświadczenie Trumpa. Nie jesteśmy bowiem na bazarze - powiedziała polityk FDP w wywiadzie dla RND.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niebezpieczne słowa Trumpa. "Czarny scenariusz" dla sojuszu
A co to oznacza dla Polski? Przypomnijmy, że obecnie żadne państwo NATO nie wydaje na swoją obronność 5 proc. PKB, zaś najbliżej tego progu jest Polska, która w tym roku ma wydać 4,7 proc.
"Polska nie powinna sobie robić wrogów w Europie"
Według gen. Kozieja do wszystkich spraw w polityce bezpieczeństwa, jak i do polityki Trumpa Polska musi podchodzić realistycznie. - Rodzi ona dla nas zarówno pewne szanse, ale także ryzyka. Musimy szansę umieć wykorzystywać, a ryzyka redukować. To wymuszanie na innych europejskich sojusznikach zwiększania nakładów na obronność może być naszą szansą. Polska powinna w tym temacie popierać w racjonalny i roztropny sposób prezydenta USA. Tak, żeby nie robić sobie wrogów w Europie - komentuje były szef BBN.
W jego ocenie ryzyka kryją się w dzieleniu sojuszników europejskich na lepszych i gorszych.
- Tylko z pozoru podział na Europę Wschodnią, którą popierałby Trump, i Zachodnią, której wsparcia by nie udzielił, mógłby wydawać się nam atrakcyjny. Podzielona Europa to słabsza Europa. Przy takim podziale bylibyśmy zdani na jedno źródło wsparcia naszego bezpieczeństwa, tylko na USA. Nie możemy sobie na to pozwolić - ocenia były wojskowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Putin chce negocjacji? "On musi gdzieś wygrać"
Ale to nie koniec kontrowersji wokół słów Trumpa. Jak podkreślał, chciałby spotkać się z Władimirem Putinem jak najszybciej i wyraził frustrację, że nie może tego zrobić jeszcze przed początkiem swojej drugiej prezydentury.
Dodał, że ma nadzieję, iż uda się mu doprowadzić do zakończenia wojny "na długo przed upływem połowy roku". Tym samym jego deklaracja z kampanii wyborczej, że zrobi to wciągu 24 godzin po zaprzysiężeniu, jest już nieaktualna.
Według gen. Kozieja tamte słowa były przygrywką do tego, jak będzie wyglądała prezydentura Trumpa. - Chciał zasygnalizować, że będzie twardy i nieustępliwy. Ale także nieprzewidywalny. Miało to pokazać sojusznikom i przeciwnikom, że będą musieli się z nim bezwzględnie liczyć - ocenia gen. Koziej.
I jak podkreśla, zakończenie wojny w ciągu doby od początku było nierealistyczne. - Traktowano to jako przenośnię do determinacji szybkiego zakończenia konfliktu. Teraz Trump zaczyna realnie oceniać szanse na jakąkolwiek możliwość rozmów czy negocjacji. To pokazuje jego ewolucję z kandydata w wyborach i wygranego w kampanii w realnego prezydenta Stanów Zjednoczonych - komentuje były szef BBN.
W jego ocenie, w przypadku próby zakończenia wojny, jeśli okaże się silnym i twardym przywódcą, to będzie wymuszał to zarówno na Ukrainie, jak i na Rosji.
- Jeśli będzie to wymuszanie pokoju na równych zasadach, będzie to z korzyścią dla Polski. Dla nas ważne jest to, żeby nie stało się to kosztem Ukrainy. A takie ryzyko jest. Widzimy chęć szybkiego zakończenia konfliktu przez Trumpa, co może oznaczać wymuszanie ustępstw na Kijowie. To byłoby dla nas bardzo niebezpieczne. Przymuszanie do kapitulacji Ukrainy oznaczałoby, że za chwilę rosyjskie wojska pojawią się na naszej wschodniej granicy – puentuje gen. Stanisław Koziej.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski