Porozumienie ws. Syrii. Zamiast zawieszenia broni, czeka nas katastrofa humanitarna i eskalacja?
• USA, Rosja i inne państwa zgodziły się co do zawieszenia działań bojowych w Syrii w ciągu tygodnia
• Perspektywy na trwałą deeskalację konfliktu są nikłe
• Rosjanie będą kontynuować naloty wokół Aleppo, któremu grozi katastrofa humanitarna
• Coraz bliżej bezpośredniego wejścia do wojny w Syrii są Arabia Saudyjska i Turcja
12.02.2016 | aktual.: 13.02.2016 00:10
Po długich negocjacjach USA, Rosja i pozostali aktorzy zagraniczni podpisali porozumienie zobowiązujące ich do zawieszenia działań bojowych w Syrii. Symbolika porozumienia jest przejmująca: dokument podpisano w Monachium, miejscu niesławnej umowy z Hitlerem, która miała uratować "pokój dla naszych czasów". Na dodatek, zawieszenie broni uzgodniono w przeddzień rocznicy innego zakończonego fiaskiem rozejmu, tzw. Mińska II, dotyczącego konfliktu w Donbasie. Wiele wskazuje na to, że nie są to tylko powierzchowne analogie.
W to, że porozumienie - według którego strony konfliktu mają w ciągu tygodnia szczegółowo opracować warunki rozejmu - doprowadzi do końca wojny, która pochłonęła już prawie pół miliona ofiar, nie wierzy prawie nikt. Wątpliwości nie kryli nawet sygnatariusze umowy. Sekretarz Stanu USA John Kerry przyznał, że zawieszenie broni istnieje na razie jedynie na papierze i prawdziwym testem będzie to, czy wszystkie siły biorące udział w konflikcie będą się do niego stosowały. To nie Kerry był jednak główną postacią i zwycięzcą negocjacji.
- Rosja wreszcie osiągnęła status mocarstwa u boku Stanów Zjednoczonych. Po to też w końcu pojechała do Syrii. Tymczasem Amerykanie, będąc przyparci do muru, godzą się na porozumienie, które praktycznie nie ma sensu - mówi WP dr Maciej Milczanowski z Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Narodowym WSIiZ Rzeszów. - Zauważmy, że zawieszenie działań wojennych nie dotyczy grup terrorystycznych i Państwa Islamskiego, a więc pozwala to Rosji na dalsze prowadzenie działań w Syrii. Bo Rosjanie za terrorystów uważają też grupy opozycji - dodaje. Podkreśla przy tym, że rychłego ustania walk nie zwiastują też zapowiedzi Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które mają wysłać swoich żołnierzy do Syrii - również teoretycznie po to, by walczyć z ISIS.
- Rosja dotychczas za każdym razem wykorzystywała rozmowy pokojowe jako swego rodzaju zasłonę dla swych działań. Każdym rozmowom w Genewie towarzyszyła intensyfikacja bombardowań - mówi dr Łukasz Fyderek, ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Podobną taktykę - prowadzenia negocjacji pokojowych połączonych z intensyfikacją ofensywy i cementowaniem swoich zdobyczy - Rosjanie stosowali też na Ukrainie. Analogie z wojną w Donbasie narzucają się zresztą same.
Podobnie jak w przypadku Mińska II, do porozumienia dochodzi w sytuacji, kiedy wspierane przez Rosję i jej wojsko siły są u progu kluczowego strategicznego przesilenia. W lutym 2015 było to strategicznie ważne miasto Debalecewe, położone między Ługańskiem i Donieckiem, które tuż przed negocjacjami w Mińsku udało się niemal zupełnie okrążyć i odciąć od posiłków. Jako że porozumienie formalnie wchodziło w życie dopiero tydzień później, siły prorosyjskie zdążyły w tym czasie - za sprawą wzmożonego ostrzału - zająć miasto, dokonując pogromu ukraińskich batalionów.
W Syrii rolę Debalcewa odgrywa kluczowe miasto Aleppo, gdzie zaledwie kilka dni wcześniej, za sprawą ofensywy sił wspierających Baszara al-Asada i bezlitosnej kampanii bombardowania przez rosyjskie lotnictwo, siły rebelii zostały odcięte od głównego szlaku zaopatrzeniowego, a oblężenie miasta rozpoczęte. Tu jednak jest jednak istotna różnica: Debalcewe w czasie rosyjskiego oblężenia było niemal w całości wyludnione. Tymczasem w Aleppo, przed wojną największym mieście Syrii, wciąż pozostają setki tysięcy cywili. Ze względu na jego wielkość, siłom reżimu nie uda się prawdopodobnie zająć całego Aleppo w ciągu ledwie tygodnia. Tańszą i bardziej efektywną taktyką będzie jego oblężenie - co ma miejsce w wielu innych miastach okrążonych przez siły Asada (m.in inne duże miasto, Homs), czego efektem jest coraz powszechniejszy głód i katastrofa humanitarna. Mieszkańcy metropolii mogą stać się więc dla Rosji i reżimu w Damaszku zakładnikami w negocjacjach z resztą świata.
- Dla Rosji to jest walka o swoje interesy i o swoją strefę wpływów, za cenę życia tysięcy ludzi. Moskwa osiągnęła swoje cele i nadal będzie je osiągać, właśnie tak jak na Ukrainie - mówi Milczanowski. Dodaje, że na horyzoncie jest nie deeskalacja konfliktu, lecz jeszcze większe jego umiędzynarodowienie. Chodzi o potencjalne wejście do konfliktu Turcji, która czuje się przez Rosję prowokowana m.in. w związku z rosyjskim poparciem dla aspiracji Kurdów. - Już teraz Rosja proponuje kurdyjskim bojówkom operacje blisko tureckiej granicy. Jeśli Turcja w odpowiedzi zaatakuje, narazi się na konflikt z Rosją. A to w niezwykle trudnej sytuacji postawi NATO. Ta polityka naprawdę nie zmierza w dobrym kierunku - dodaje.