Porkuratura sprawdzi Fundację Polsko-Niemieckie Pojednanie
Stołeczna prokuratura będzie badać, czy
wszcząć śledztwo w sprawie ewentualnej niegospodarności w Fundacji
"Polsko-Niemieckie Pojednanie". Jeden wątek sprawy dotyczy nagród,
które przyznało sobie szefostwo Fundacji; drugi - kilkuset tysięcy
euro, które miały trafić do ofiar hitleryzmu, a które muszą być
zwrócone Austrii.
W środę szefowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie z urzędu poleciła Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście podjęcie postępowania sprawdzającego - poinformował rzecznik prokuratury okręgowej Maciej Kujawski. Postępowanie sprawdzające poprzedza decyzję, czy wszcząć śledztwo w danej sprawie, czy tego odmówić.
Według Kujawskiego, powodem decyzji były informacje "Rzeczpospolitej", która napisała, że kierownictwo Fundacji przyznało sobie z jej środków znaczne nagrody. Szef Fundacji Jerzy Sułek pobrał w ciągu dwóch lat 100 tysięcy złotych. Jego zastępcy otrzymali po 20 tysięcy. Ponadto - według "Rz" - kierownictwo Fundacji doprowadziło do tego, że znaczne kwoty, które miały trafić do ofiar nazizmu, muszą być zwrócone Austrii.
Sułek zapewniał, że nie było żadnych nieprawidłowości, bo zasady przyznawania nagród akceptowało Ministerstwo Skarbu, a każda z nich była wypłacona zgodnie z przepisami.
"Rzeczpospolita" napisała też, że austriacki partner fundacji - Fundusz Pojednania, Pokoju i Współpracy - przysłał do niej kontrolę, z której wynika, że popełniono błędy w rozliczeniu około 600 tys. euro z puli austriackiej. Te pieniądze muszą wrócić do Wiednia.
Sułek tłumaczył, że były problemy ze znalezieniem spadkobierców ofiar. Austriacka fundacja kończy działalność 31 grudnia tego roku i musi się rozliczyć ze środków, którymi zarządzała. Warunkiem otrzymania pieniędzy przez ofiary nazizmu lub ich spadkobierców jest zrzeczenie się przez nich roszczeń prawnych wobec Austrii. Skoro zatem spadkobierców nie znaleziono, pieniądze nie mogą zostać wypłacone - wyjaśniał Sułek.
Od 2003 r. śródmiejska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie niegospodarności ówczesnego zarządu Fundacji, którym kierował Jan Parys. Parysowi i trzem innym szefom Fundacji zarzucono niegospodarność, za co grozi do 3 lat więzienia.