Porażka polskich zwolenników aborcji
Nie udało się zebrać 100 tys. podpisów pod obywatelskim projektem ustawy liberalizującej przepisy antyaborcyjne; wpłynęło ich 30 tys., a termin minął. Pełnomocniczka komitetu Agnieszka Grzybek zapowiedziała, że wiosną komitet spróbuje ponownie zgłosić projekt.
16.12.2011 | aktual.: 17.12.2011 04:47
Komitet inicjatywy ustawodawczej "Tak dla Kobiet", zbierający podpisy pod obywatelskim projektem ustawy liberalizującej przepisy antyaborcyjne, zarejestrowano 15 września; aby projekt trafił do Sejmu, do 15 grudnia trzeba było zebrać pod nim co najmniej 100 tys. podpisów poparcia. Tymczasem udało się zebrać 30 tys. podpisów; wciąż spływają kolejne, jednak termin już upłynął.
Według Grzybek nie udało się dotrzeć z informacją do wystarczającej liczby osób. - Myślałyśmy, że będzie podobnie, jak przy zbieraniu podpisów pod projektem ustawy o parytetach. Ale zawiodły media, okazało się też, że nie możemy liczyć na wsparcie organizacji czy partii - powiedziała Grzybek.
Zapowiedziała, że komitet nie zamierza się poddać i wiosną podejmie kolejną próbę. - Musimy położyć nacisk na to, żeby wyjść do ludzi, na ulicę, poświęcić na to swój prywatny czas. A jesień nie była do tego najlepszym okresem. Przekonałyśmy się, że podczas debat, konferencji nie zbierzemy wystarczającej liczby podpisów, najwyżej ok. 10 tys. Jestem przekonana, że udałoby się zebrać podpisy, gdybyśmy dotarły do większej liczby ludzi - podkreśliła.
Zaznaczyła, że inicjatywa spotkała się z pozytywnym odzewem ze strony społeczeństwa. - Postawy ludzi pozytywnie nas zaskoczyły. Okazało się, że wcale nie jesteśmy społeczeństwem konserwatywnym. Średnio na 10 osób, podpisania projektu odmawiały dwie. Często słysząc, że chodzi o liberalizację prawa do aborcji, mówili: +wreszcie+. Podpisywali ludzie w różnym wieku, z różnych środowisk. Dużo podpisów spłynęło z Podlasia i Podkarpacia, uznawanych za rejony raczej konserwatywne - mówiła. Dodała, że z jej doświadczeń wynika, że ludzie chętniej podpisywali się pod projektem "Tak dla kobiet" niż pod ustawą parytetową.
Obywatelski projekt ustawy o świadomym rodzicielstwie oraz innych prawach reprodukcyjnych przewiduje, że kobieta miałaby prawo do aborcji podczas pierwszych 12 tygodni ciąży. Później aborcja byłaby dopuszczalna tylko w trzech przypadkach: gdy ciąża jest następstwem czynu zabronionego (do 18. tygodnia), stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety oraz gdy występuje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do 24. tygodnia ciąży).
Placówki zdrowia, które mają podpisany kontrakt z NFZ, nie miałyby prawa (zasłaniając się np. tzw. klauzulą sumienia) odmówić kobietom przeprowadzenia legalnego zabiegu przerwania ciąży. NFZ miałby dysponować listą lekarzy, którzy korzystają z tzw. klauzuli sumienia i odmawiają przeprowadzenia aborcji lub wypisywania recept na środki antykoncepcyjne. Gdyby wszyscy lekarze w danym zakładzie opieki zdrowotnej odmawiali przeprowadzenia zabiegów przerywania ciąży, świadczeniodawca musiałby podpisać umowę z podwykonawcą.
Projekt przewiduje też refundację środków antykoncepcyjnych i zapłodnienia in vitro, wprowadza do szkół "wiedzę o seksualności człowieka" - przynajmniej jedną godzinę tego przedmiotu tygodniowo od pierwszej klasy szkoły podstawowej.
W myśl obecnie obowiązujących przepisów, aborcji można dokonywać, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (w obu przypadkach do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki) lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, np. gwałtu.