Poradziecki czołg zostaje w Wejherowie
Poradziecki czołg, który stał się przyczyną sporów wśród mieszkańców Wejherowa, zostaje w mieście - zdecydowała lokalna Rada Miasta.
Na 21 radnych 19 opowiedziało się za pozostawieniem pojazdu u nas, z tym, że w innym niż dotychczas miejscu - powiedział wiceprezydent Wejherowa, Wojciech Kozłowski.
Rada zdecydowała też, że przeznaczy 100 tysięcy złotych na przewiezienie i wyeksponowanie wojskowego pojazdu w nowym punkcie - w parku w centrum miasta. Trzeba będzie czołgowi zbudować postument, na którym stanie - wyjaśnił Kozłowski.
Czołg T-34 ustawiono w Wejherowie niemal 40 lat temu. Stoi on na niewielkiej wysepce na skrzyżowaniu drogi przelotowej przez miasto z szosą prowadzącą do Piaśnicy - wioski, w pobliżu której między październikiem 1939 r. a kwietniem 1940 r. Niemcy rozstrzelali około 12 tys. osób, głównie przedstawicieli pomorskiej inteligencji i duchowieństwa.
W ubiegłym roku jeden z wejherowskich księży zaproponował, by w miejscu czołgu postawić kaplicę-mauzoleum poświęconą ofiarom z Piaśnicy. Zgodę na to wyraził wojewoda pomorski, który jest właścicielem wysepki przy drodze przelotowej. Powstał jednak problem, co zrobić z czołgiem.
Wielu wejherowian chciało, aby zniknął on z miasta. Inni przekonywali, że powinien zostać na swoim miejscu, gdzie spełnia rolę swoistego drogowskazu. "Zawsze tłumaczyliśmy turystom: na Piaśnicę trzeba skręcić przy czołgu" - wyjaśniali obrońcy pojazdu. Byli też i tacy mieszkańcy, w tym kombatanci, którzy proponowali, by czołg został w Wejherowie, ale w innym miejscu.
Sprawa okazała się dla wejherowian tak ważna, ze przed dziesięcioma dniami zorganizowali pod czołgiem manifestację. Kilkudziesięciu mieszkańców próbowało przekonać się nawzajem do przeniesienia lub pozostawienia pojazdu. Spotkaniu z daleka przyglądali się policjanci. Na szczęście nie musieli interweniować.