Popełnił samobójstwo z powodu szykan kolegów. Pięciu nastolatków stanie przed sądem
Prokuratura chce, by pięciu nastolatków z bieżuńskiego gimnazjum odpowiedziało za prześladowanie 14-letniego Dominika. Ich zdaniem chłopiec nie mógł znieść poniżania ze strony kolegów i popełnił samobójstwo. Śledczy kończą już śledztwo w tej sprawie i zapowiadają, że wkrótce sprawa trafi do sądu rodzinnego.
03.09.2015 | aktual.: 03.09.2015 21:56
- Postępowanie w sprawie śmierci 14-letniego Dominika jest już w końcowej fazie. Prokurator prowadzący tę sprawę chce skierować wnioski do sądu rodzinnego wobec pięciu nieletnich. Wnioski mają dotyczyć demoralizacji, a nie przestępstwa stalkingu - mówi tvp.info prok. Iwona Śmigielska–Kowalska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Płocku.
Początkowo śledczy zastanawiali się, czy nie przedstawić nastolatkom zarzutów z art. 190a, mówiących o uporczywym nękaniu. Przestępstwo to, jeżeli prowadzi do śmierci osoby prześladowanej, zagrożone jest karą do 10 lat więzienia. Prokuratura uznała jednak, że takie zarzuty byłyby zbyt poważne.
Z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez portal tvp.info wynika, że płoccy śledczy, którzy zajmowali się tą sprawą, badali także czy do śmierci Dominika nie przyczynili się również dorośli.
Dominik popełnił samobójstwo w maju tego roku. Matka znalazła 14-latka powieszonego na sznurówkach. Kobieta nie miała wątpliwości, że syn nie wytrzymał opresji ze strony nauczycieli i prześladowania przez innych uczniów.
Chłopiec zostawił list pożegnalny. Napisał w nim: jestem zerem. Przepraszał matkę za to, co zrobił. Pisał, że ją kocha i na pewno się jeszcze spotkają. Wypisał też nazwiska kolegów, grupując ich „koledzy, przyjaciele, wrogowie”.
Zdaniem obrońców praw człowieka Dominik nie wytrzymał upokarzania ze strony rówieśników, a także psychicznej i fizycznej przemocy oraz braku reakcji ze strony otoczenia. Dzieci dokuczały mu od początku podstawówki. - A to ze względu na spodnie, jakie nosił, bo lubił „rurki”. A to dlatego, że „zrobił sobie fryzurę”. Po prostu dbał o siebie. A oni nazywali go „pedziem” - wspominała mama Dominika.