Poparzona buzia 3‑letniego Adrianka uratowana
Trzy godziny trwała operacja poparzonej buzi 3-letniego Adrianka Orłowicza, który w kwietniu połknął żrące granulki "Kreta" w jednym z hipermarketów w Stargardzie Szczecińskim. - Wszystko się udało - pociesza rodziców chłopca doc. Jacek Puchała, szef Oddziału Chirurgii Rekonstrukcyjnej i Oparzeń Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, wychodząc z sali operacyjnej.
30.07.2010 | aktual.: 02.08.2010 10:45
Kilka minut po godz. 12 Adrian zostaje przewieziony na salę operacyjną. - Boże, jak mi serce bije - mówi Wacław Orłowicz, tata Adrianka. Wychodzi ze szpitala na papierosa. Podczas trwania operacji wypala ich jeszcze kilkanaście. Marta Orłowicz z niepokojem patrzy na zamykające się za jej synem drzwi na salę operacyjną. - W domu została pod opieką babci roczna Żanetka. My chcemy być przy Adrianku przez cały czas - mówi.
Dolna warga chłopca była przyrośnięta do dziąseł. Podobnie język. Mówiąc obrazowo: dziecko nie mogło się posługiwać połową twarzy. - Nie mógł mówić, przełykać ani bezboleśnie jeść - wylicza doc. Puchała, który operował Adrianka. Lekarz usunął z jamy ustnej dziecka pooparzeniowe zrosty, oddzielił język od podniebienia i zrekonstruował dolną wargę. - Której praktycznie nie było - mówi doc. Puchała. - Teraz dziecko pozostanie 4-5 dni w śpiączce farmakologicznej. Nie będzie go nic bolało i nie będzie się niepotrzebnie denerwował - dodaje.
- Pan jest świętym człowiekiem - rzuca w jego stronę tata Adrianka. Dobrze zbudowany, postawny mężczyzna nie może powstrzymać łez na wspomnienie nieszczęsnej wizyty w markecie. - Pięć procent szans na przeżycie dawali mu lekarze. Pan wie, co czuje ojciec, gdy słyszy, że syn może za kilka dni umrzeć? Jak patrzy na niego podłączonego do tej całej aparatury i nic nie może zrobić? Tylko patrzy na synka wyglądającego jak roślinka... - urywa w pół zdania.
Teraz stan dziecka jest już dobry, ale na razie nie wiadomo, jak długo chłopczyk pozostanie w krakowskim szpitalu. - Jest jeszcze za wcześnie, aby o tym mówić. Zobaczymy, jak się wszystko będzie goiło, wtedy podejmiemy decyzję o dalszym leczeniu - wyjaśnia doc. Puchała. Wacław Orłowicz w trakcie trwania operacji razem z żoną modlił się o zdrowie syna w szpitalnej kaplicy. - Przed wypadkiem Adrianek znał ponad 20 słów, teraz mówi tylko cztery. Nie wiemy, jak długo potrwa rehabilitacja - mówi cicho Marta, mama chłopca. - Całe szczęście, że pięknie goi się żołądek i przełyk i nie ma komplikacji - dodaje.
Do nieszczęścia doszło 9 kwietnia w sklepie Netto. Sieć sklepów wycofała "Kreta" ze swojej oferty, bo inspekcja handlowa zakwestionowała w kilku opakowaniach jakość nakrętek, które nie do końca zabezpieczały ten produkt. - Gdyby ktoś przeprowadził kontrolę wcześniej, nie doszłoby do tego nieszczęścia. Zawsze musi ktoś cierpieć, żeby coś zmieniło się na lepsze - mówi Wacław Orłowicz.
Rodzice Adriana mają nadzieję nie tylko na powrót syna do pełnego zdrowia, ale także na to, że z ich przypadku naukę wyciągną producenci niebezpiecznych substancji i sklepy, gdzie są one sprzedawane. - Opakowanie ze żrącą substancją stało na najniższej sklepowej półce, a jego otwarcie nie sprawiło mojemu dziecku większych problemów. Przypuszczam, że środek był już otwarty wcześniej - mówi ojciec chłopca.- Najsmutniejsze jest to, że nikt nie powiedział nam słowa przepraszam - dodaje na koniec.