Poncyljusz: musimy stanąć po stronie górników
Będziemy musieli w "Halembie" wrócić do tematu bezpieczeństwa, zastanowić się, czy na głębokości ponad 1000 metrów wydobywać węgiel. I niezależnie od tego, czy związkowcy będą na nas bardzo krzyczeć, czy tylko trochę, musimy przede wszystkim stanąć po stronie tych górników, którzy zjeżdżają tam na dół – powiedział wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz w audycji "Sygnały Dnia".
Tomasz Sakiewicz: Czy warto takie kopalnie utrzymywać? Czy ten zysk, który mamy w tej chwili z wydobycia węgla jest warty tego życia ludzi?
Paweł Poncyljusz: Oczywiście, dzisiaj dobrze byłoby o tym nie mówić, bo tutaj się różnimy ze stroną społeczną, Ministerstwo Gospodarki ze stroną społeczną, jak to wygląda. Ale mogę podać jeden przykład – mamy kopalnię "Silesia" trochę w innym rejonie, to nie jest Ruda Śląska, która jest równie wysoko umetanowiona, jak "Halemba", no i był pomysł w tej chwili, ponieważ wyniki tej kopalni są fatalne od wielu lat, był pomysł, żeby ją zlikwidować, ale przenieść górników na inne rejony. I jest krzyk, płacz, narzekania, że chcemy zamykać kopalnie, że to będą zwolnienia ludzi. Nie wiem, jaka jest ostateczna decyzja, bo decyduje o tym Kompania Węglowa, ale właśnie pod wpływem presji społecznej utrzymuje się często kopalnie, które są i bardzo niebezpieczne dla ludzi, i również bardzo kosztowne dla spółki. I tu będziemy na pewno musieli w "Halembie" wrócić do tematu bezpieczeństwa i tego, czy warto na takim poziomie ponad tysiąca metrów eksploatować, zdając sobie sprawę, że w tej chwili zaczyna być tak, że co roku
mamy na "Halembie" poważne wydarzenia, poważne wypadki. To jest jeszcze problem jeden, też ta dyskusja się pojawiła przy okazji tego wypadku, a mianowicie tak zwanych podpokładów, czyli sytuacji, w których eksploatuje się węgiel poniżej dna szybu, w którym się albo wentyluje powietrze, albo transportuje węgiel. I, niestety, w niektórych kopalniach takie podpokłady są i to jest pewien problem.
Panie ministrze, czy to nie jest trochę tak, że górnicy jednak nie chcą tracić pracy i wolą podejmować to ryzyko, wiedząc, że takie ryzyko podejmują i chcą utrzymać swoje stanowiska? Stąd się bierze przede wszystkim ogromny problem polegający na tym – mają do wyboru utrzymanie rodziny albo ryzyko utraty życia.
- To jest właśnie bardzo trudny problem. Ja też jestem w kropce, chociaż teraz przy okazji tego zdarzenia niektórzy mówią: za mało ludzi pracuje na dole. To nie jest prawda, nie ma takiej możliwości, żeby mniej ludzi pracowało, niż określa to prawo górnicze i geologiczne. Jeśliby tak było, to jest złamanie prawa, to dyrektor kopalni, naczelny inżynier podlegają po prostu sankcjom karnym za to, tak że nie wierzcie państwo, jeżeli ktoś mówi, że te wypadki wynikają z tego, że za mało ludzi.
Ale mówię dalej – jeżeli dzisiaj obkurczymy ilość eksploatowanych ścian czy ilość eksploatowanych kopalń, to naprawdę nie rzutuje to na pracę ludzi. Dzisiaj zaczyna nam brakować ludzi. Akurat w Kompanii Węglowej do tej pory nie przyjmowano nowych ludzi do pracy, ale w pozostałych spółkach węglowych w ostatnich latach przyjmuje się młodych ludzi do pracy, bo zaczyna brakować, bo odejścia na emeryturę po 25 latach powodują to, że pojawia się taka przepaść pokoleniowa w górnictwie. Więc tu właśnie na tym cały problem polega, że nawet jeżeli byśmy dzisiaj zamykali poszczególne pokłady, poszczególne kopalnie, to nie oznacza to dla ludzi z dołu, że oni są zwalniani. Oni po prostu są przenoszeni na inne kopalnie.
Mamy dzisiaj sytuację taką, że w "Halembie" przy tych 23 do tej pory niezidentyfikowanych, którzy nie wyjechali wczoraj na górę, 15 osób to są pracownicy firmy zewnętrznej, to nie byli wprost pracownicy kopalni "Halemba", oni tylko wykonywali właśnie prace na rzecz kopalni. I tak naprawdę równie dobrze mogli to wykonywać górnicy zatrudnieni na innej kopalni, pracujący właśnie w jakichś takich szczególnie niebezpiecznych warunkach.
Więc to jest bardzo szerokie zagadnienie, ale faktem jest, że jest nowy szef Wyższego Urzędu Górniczego i musimy za chwilę dokonać poważnej rewizji co do tego, na jakich pokładach eksploatować i czy te podpoziomy powinny mieć miejsce, czy też nie. I niezależnie od tego, czy związkowcy będą na nas bardzo krzyczeć, czy tylko trochę, musimy przede wszystkim stanąć po stronie tych górników, którzy zjeżdżają tam na dół, stanąć po stronie ich życia, ich zdrowia, ich bezpieczeństwa. Można zmniejszyć ryzyko?
- Nie możemy tego wyeliminować do zera, ale na pewno możemy decydować o wydobywaniu w bezpieczniejszych rejonach, tych, w których jest mniej metanu. Ale też druga strona medalu jest taka, że tam, gdzie są przestrzenie metanowe, tam jest zazwyczaj najbardziej dorodny węgiel, najbardziej wartościowy, który się dobrze sprzedaje, za lepszą cenę. No, to jest druga też strona medalu. My na przykład mamy w Jastrzębskiej Spółce Węglowej kopalnie z węglem koksującym, który jest dwukrotnie droższy niż węgiel energetyczny i tam te metanowe zagrożenia są też bardzo wysokie. I "Pniówek", "Zofiówka" to są te kopalnie, które też często są podawane w mediach, bo doszło do kolejnego tąpnięcia, do wybuchu, ktoś tam stracił czasami zdrowie na przykład.
A ironią losu jest to, że rośnie zapotrzebowanie na węgiel właśnie teraz, kiedy zdarzają się takie tragedie.
- Tutaj akurat mamy do czynienia ze ścianą, która nie była eksploatowana, tak że kopalnia eksploatuje na innych odcinkach, na innych pokładach, więc to nie rzutuje na takie bezpośrednie wydobycie w kopalni, chociaż teraz, przy okazji akcji ratowniczej tam pewnie w kopalni niewiele więcej się dzieje, niż tylko trwa akcja ratownicza.
No właśnie, ja widziałem taki widok, że górnicy schodzili dzisiaj do pracy, czyli jacyś ludzie, jacyś górnicy zdecydowali się jednak wyżej pracować.
- Mamy tam na trzech poziomach eksploatację, tak że ten najgłębszy jest w tej chwili wyłączony, ale też nie jestem pewien, czy całość. Tak naprawdę jedna rzecz to wypadek, a druga rzecz – bieżące funkcjonowanie tej kopalni. Miejmy nadzieję, że za godzinę-półtorej ratownicy dotrą już do ściany, będziemy wszystko wiedzieli.