Pomorski Uniwersytet Medyczny wygasza kierunek ratownictwo medyczne. Brakuje chętnych. "Koszmar dla pacjentów"
- Stopniowo wygaszamy kierunek ratownictwo medyczne na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym - mówi WP prof. Beata Karakiewicz, dziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu PUM. Tej decyzji sprzeciwiają się ratownicy z regionu. Wskazują, że rąk do pracy w ratownictwie brakuje już teraz, a zamknięty kierunek tylko pogorszy sprawę. - To dramat dla pacjentów - oceniają.
12.06.2020 | aktual.: 12.06.2020 16:42
W tym roku akademickim Pomorski Uniwersytet Medyczny ogłosił ostatni nabór na kierunek ratownictwo medyczne. Powód? "Względy ekonomiczne". - Każdy rocznik tego kierunku liczy w tej chwili kilkunastu studentów, a koszt kształcenia jednego studenta ratownictwa medycznego przekracza koszt kształcenia studenta kierunku lekarskiego. Nie ma ekonomicznych podstaw, by ten kierunek dalej utrzymywać, taka jest decyzja władz uczelni - tłumaczy prof. Karakiewicz.
I dodaje, że studenci rekrutujący na ten kierunek nie wypełniają limitu miejsc już od jakiegoś czasu. - Mamy limit 60 studentów. Dokumenty na pierwszy rok składa 25-30 osób. Po pierwszym roku pozostaje ich kilkanaście - dlatego, że przenoszą się na kierunek pielęgniarstwo - mówi dziekan.
Według informacji zebranych przez dziekan, "ratownicy wysycili większość miejsc pracy w szpitalach w naszym województwie".
Pytana, czy uczelnia próbowała zachęcić studentów do podjęcia kierunku ratownictwa medycznego zanim zdecydowała o jego wygaszaniu, odpowiada: - Na Wydziale Nauk o Zdrowiu w Pomorskim Uniwersytecie Medycznym funkcjonuje siedem kierunków. Jeżeli prowadzimy rekrutację, to w jednakowym stopniu z jednakowym naciskiem zachęcamy do studiowania na wszystkich siedmiu kierunkach. I taka promocja była i jest prowadzona i zachęca też do rekrutowania się na kierunek ratownictwa medycznego mimo że wiemy, że będzie on wygaszany. Ten ostatni nabór traktujemy poważnie, jak co roku.
Sprzeciw ratowników. "Już teraz brakuje ratowników w województwie"
Bartłomiej Zimoch, prezes Stowarzyszenia Ratowników Medycznych Pomorza Zachodniego, sprzeciwia się tej decyzji. "Ratownicy medyczni w całej Polsce każdego dnia udowadniają wartość ich wiedzy i kompetencji nabytych w trakcie kształcenia dyplomowego jak i podyplomowego. Wiedza i doświadczenie przekazywane przez kadrę naukowo-dydaktyczną ośrodków uniwersyteckich stanowi filar w późniejszej pracy zawodowej z pacjentami" - ocenił Zimoch.
Podkreślił też, środowisko ratowników medycznych od kilku lat alarmuje o spadku liczby ratowników medycznych na rynku pracy ze względu na wiek, jak i ogromne obciążenie fizyczne oraz psychiczne. "Sukcesywnie maleje liczba czynnych zawodowo ratowników medycznych" - informuje Zimoch. "Decyzja o wygaszeniu kierunku spowoduje, iż będzie to jedyny Uniwersytet Medyczny w Polsce, który nie będzie prowadził kształcenia o tej specjalności" - dodaje.
"Już w chwili obecnej w Województwie Zachodniopomorskim borykamy się z brakiem ratowników medycznych. Pracodawcy wielokrotnie muszą posiłkować się kadrą spoza województwa. Przykładem jest coroczny nabór w okresie letnim dla największego dysponenta Państwowego Ratownictwa Medycznego (tj. Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie) aby zapewnić minimalną obsadę zespołów ratownictwa medycznego" - wyjaśnia Zimoch.
"Zdaniem Stowarzyszenia Ratowników Medycznych Pomorza Zachodniego wygaszenie kierunku ratownictwo medyczne na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym stworzy w krótkiej perspektywie zagrożenie dla prawidłowego funkcjonowania systemu ochrony zdrowia oraz znacznie obniży jakość udzielanych świadczeń medycznych" - podsumował Bartłomiej Zimoch.
Jak dodaje jeszcze w rozmowie z WP, wnioski o to, by nie usuwać kierunku ratownictwo medyczne na PUM, zostały wysłane m.in. do marszałka województwa, wojewody, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwa Zdrowia. - Ta decyzja to koszmar głównie dla pacjentów i podmiotów leczniczych. Tu się zacznie tragedia - mówi.
Ratownik ze Szczecina: tutejsi pracują po kilkaset godzin, na kilka etatów
Wojciech Skotnicki, ratownik medyczny ze Szczecina, również przyznaje, że ratownictwo medyczne przeżywa kryzys. - Chętnych do nauki i pracy w ratownictwie jest coraz mniej - ocenia ratownik w rozmowie z WP. - Kiedy 8 lat temu zaczynałem pracę, trwał jeszcze boom na ten kierunek. Chętnych było więcej niż miejsc, pracodawca mógł dowolnie przebierać wśród CV. Teraz nie ma chętnych ani na studia, ani do pracy - dodaje.
- Teoretycznie trudniejszy dostęp do zawodu powinien cieszyć - bo w lepszej sytuacji stawia tych, którzy w zawodzie już pracują. Problem polega na tym, że w naszym wypadku, ratowników medycznych, nie ma to żadnego przełożenia na poprawę sytuacji. Od lat organizacje ratowników biją na alarm informując, że system balansuje na granicy masy krytycznej i załamania - mówi nam ratownik.
Pytany, czy mniej ratowników kończących uczelnie to więcej pracy dla obecnych ratowników, odpowiada: - A da się pracować jeszcze więcej? Już teraz spora część moich kolegów pracuje na kilku etatach po kilkaset godzin miesięcznie. Do tego dołożyć trzeba tych, którzy odchodzą na emerytury lub po prostu nie wytrzymują tempa.
- Dramat polega na tym, że ten problem nie jest nowy, nie pojawił się wczoraj. Decyzja PUM jest kolejnym sygnałem, że czeka nas pogłębienie kryzysu zawodu ratownika medycznego. Być może paradoksalnie ten kryzys musi nastąpić, by ktoś z gremiów decyzyjnych poszedł w końcu po rozum do głowy - podsumowuje.