Pomaga prostytutkom zacząć nowe życie. Ujawnia nam kulisy swojej pracy

- Spotkałam Polkę, która przyjechała ze swoim chłopakiem. Okazało się, że ten chłopak był synem właścicielki burdelu - opowiada Anna Taras. Kobiety te sprzedawane są z rąk do rąk i wykorzystywane seksualnie. Wpadają w machinę zależności, z której bardzo ciężko się wydostać. Gdy im się to uda, trafiają tam, gdzie pracuje nasza rozmówczyni.

Pomaga prostytutkom zacząć nowe życie. Ujawnia nam kulisy swojej pracy
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Yui Mok
Piotr Barejka

13.10.2017 | aktual.: 14.10.2017 10:55

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Piotr Barejka, Wirtualna Polska: Jak właściwie nazwać miejsce, w którym pani pracuje? Schronienie, kryjówka?

Anna Taras: Można powiedzieć, że jest to schronienie. Chodzi o ukrycie kobiet przed tymi, którzy mogą ich szukać. Chodzi też o to, aby dać im miejsce, gdzie będą mogły zacząć od nowa.

W jaki sposób kobiety do was trafiają?

Są różne drogi. Mogą przyjechać z policją, gdy funkcjonariusze podejrzewają, że jest ofiarą handlu ludźmi. Czasami przysyłają je do nas inne organizacje. Mamy również streetworkerów, którzy zaczepiają dziewczyny na mieście i przekonują je, że nie muszą zarabiać na ulicy. Wtedy, jeżeli mają wystarczająco dużo odwagi, to się zgodzą. Mogą przyjść do nas same, ale to zdarza się rzadko.

Obraz
© Archiwum prywatne

Pokój, który zajmuje jedna z kobiet (fot. Anna Taras)

Sutenerzy, dawni pracodawcy kobiet, pukają do waszych drzwi?

Jeżeli one nie powiedzą komuś, gdzie się znajdują, to są u nas bezpieczne. Nie zdarza się, aby trafił do nas ktoś z najbliższej okolicy. Mamy siatkę mieszkań w Niemczech. Osobę, wobec której przestępstwo popełniono niedaleko, odsyłamy gdzie indziej. Później, gdy dochodzi do procesu, zawsze staramy się sprawę utajnić.

Gdy do was trafiają, co chcecie im zapewnić?

Po pierwsze ona musi zobaczyć, że jest człowiekiem, który może normalnie żyć. Najczęściej trafiają do nas kobiety chore, osłabione psychicznie i fizycznie. Organizujemy im opiekę lekarską, pozwalamy dojść do siebie. Problemy pojawiają się, gdy chcemy zacząć psychoterapię. Kobiety nie mówią po niemiecku, a psychoterapia powinna odbywać się w języku ojczystym.

Jak wygląda dzień w pani pracy?

Każdy jest inny. Jeżeli przychodzi ktoś nowy, to najwięcej czasu spędza się z nową osobą. Idzie się na wizytę do lekarza, próbuje porozmawiać w jakimkolwiek języku. Jeżeli jest czymś zainteresowana, a często jest to nauka niemieckiego, to biorę się za uczenie niemieckiego. Wtedy może zaufać i powiedzieć więcej. Poza tym robię w tej chwili trzy oddzielne kursy alfabetyzacji. Te kobiety najczęściej nie potrafią ani pisać, ani czytać. W żadnym języku. Nauka niemieckiego, podobnie, jak alfabetyzacja, sprzyja stabilizacji. Jednak najwięcej mojego czasu to przebywanie z nimi, po prostu.

Ile kobiet jest w tym momencie w mieszkaniu?

Siedem, a łóżek mamy sześć. Jedna kobieta jest z pięcioletnim dzieckiem, dwie kobiety z maluchami, które urodziły się już u nas, a dwie kolejne są w ciąży. Obecnie dwie z nich mieszkają w jednym pokoju. Jest to jednak sytuacja przejściowa. Każda kobieta powinna mieć swój pokój.

Obraz
© Archiwum prywatne

Pokój w mieszkaniu (fot. Anna Taras)

Skąd ostatnio jest najwięcej kobiet?

Z Afryki.

Jakie to są historie?

Mamy teraz kobietę z Gambii, która nie dawała rady utrzymać siebie i dziecka. Ktoś zaproponował jej pracę. Najpierw w Senegalu, potem w Libii. Bardzo szybko okazało się, czym była ta praca. Jednak gdy była jeszcze w Afryce, miała z dzieckiem kontakt. Mieszkało z jej znajomymi, a ona przesyłała pieniądze na jego utrzymanie.

Potem została sprzedana do Włoch. Tam odebrano jej łączność ze światem. Sama jej droga do Europy również była dramatyczna. Łódź, którą transportowaną ją wraz z innymi kobietami, spłonęła. Została kilka razy pobita, jest poparzona. Na jej oczach zginęły inne dziewczyny.

Później została sprzedana do Niemiec. Stamtąd uciekła do nas. Jedyne, co ją przy życiu trzymało, to była nadzieja na odnalezienie dziecka. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby je odnaleźć. Nie udało się. Kobieta jest strzępem człowieka. Cały czas ma w głowie myśl, że wszystko, co się wydarzyło, było po nic. Ona i tak straciła dziecko, które było w jej życiu wszystkim.

Wiele mówi się o kobietach z Europy Wschodniej, które są w Niemczech zmuszane do prostytucji. W jaki sposób one trafiają do Niemiec?

Zdarza się, że kobieta przyjeżdża tutaj i myśli, że znajdzie normalną prace. A jak się nie uda, to idzie do prostytucji. Wtedy momentalnie wpada w całą machinę zależności, z której bardzo ciężko się wydostać. Są kobiety, w szczególności Rumunki i Bułgarki, które są zmuszane do prostytucji przez swoich partnerów. Pracują na nich. Niektóre idą od razu do prostytucji.

Kobiety z Polski się zdarzają?

Raz spotkałam Polkę, która przyjechała ze swoim chłopakiem. Okazało się, że ten chłopak był synem właścicielki burdelu, która też była Polką. Dziewczyna, krótko po tym jak przyjechała, poczuła, że coś jest nie tak. Przekazałam jej wszystkie kontakty do nas, jednak nigdy się nie zgłosiła. Mam nadzieję, że udało jej się uciec.

Ile czasu musi upłynąć, zanim kobieta się od was wyprowadzi?

Zależy. Mogą to być dwa dni, bo trzeba ją gdzieś indziej wysłać, a mogą to być dwa lata. Optymalnym czasem jest rok. Taki czas zazwyczaj pozwala wrócić do równowagi, rozpocząć naukę języka, ewentualnie podjąć pracę. Chodzi o to, aby kobieta dała radę funkcjonować dalej samodzielnie.

Gdy jest już do samodzielnego funkcjonowania gotowa, co wtedy?

Sporo zależy od tego, jak trafiła do Niemiec. Jeżeli opuściła kraj, bo ktoś obiecywał jej dobrze płatną pracę, to taka osoba zazwyczaj planowała wyjazd na dwa czy trzy lata. Zostawiła w kraju rodzinę i dzieci, więc chce wrócić. Wtedy upewniamy się, że nie wpadnie w tarapaty tam, gdzie mieszka. Jeżeli może wrócić niezagrożona, to sprawdzamy, jak ten powrót zorganizować. Najczęściej jest to wtedy Rumunia, Bułgaria, Mołdawia, Ukraina albo Rosja.

Jeżeli kobiety zostają w Niemczech, to czym się zajmują?

Najłatwiej pracować jest w gastronomii. Poza tym sprzątanie, czasami fryzjerstwo. Cały czas jednak potrzebują pomocy i są pod naszą opieką. Często tracą pracę, wpadają w złe znajomości, nie radzą sobie z wychowaniem dzieci. Potrzebują socjalnego prowadzenia, psychologicznego i duchowego wsparcia. Wtedy naszym celem nie jest pomoc materialna. Raczej uczymy, by dawały sobie radę z tymi środkami, które mają do dyspozycji.

Co w tej pracy jest najtrudniejsze?

Dla mnie to zderzanie się z sytuacją, której nie można już poprawić. Nie można powiedzieć: będzie lepiej. Są rany, które nigdy się nie zagoją. Nie ma żadnego dobrego końca historii. Dla mnie osobiście to jest najtrudniejsze - stoję przed ścianą i nic się nie da zrobić. To szczególnie często dzieje się w przypadku muzułmanek lub kobiet niewierzących, bo one inaczej niż chrześcijanie definują życie i cierpienie.

Prostytucja w Niemczech jest legalna i traktowana jak każdy inny zawód. Jak wpływa to na sytuacje kobiet zmuszanych do prostytucji?

Dużo trudniej zobaczyć, kto robi to dobrowolnie. Prawie żadna kobieta nie powie: ktoś mnie do tego zmusza. Nie powie, ponieważ w jej oczach to jeszcze bardziej niszczy godność jej samej. To takie zamknięte koło. Z jednej strony jest to legalne, z drugiej policja nie ma środków, żeby rzeczywiście odróżnić kto, jak, dlaczego tutaj przyszedł.

_Anna Taras: siostra zakonna od trzydziestu lat, od pięciu pomaga prostytutkom w Niemczech zacząć normalne życie. Pracuje dla stowarzyszenia SOLWODI, które pomaga kobietom zmuszanym w Niemczech do prostytucji i ofiarom handlu ludźmi. _

Komentarze (10)