PolskaPolskość nie zastąpi jakości

Polskość nie zastąpi jakości

Kupując polskie produkty, dajesz miejsca pracy - pod takim hasłem ruszyła w mediach społeczna kampania reklamowa. Jej twórcy z krakowskiej agencji DEMO Effective Launching wyszli z założenia, że jeżeli Polacy będą kupować rodzime towary, to przyczynią się do ochrony miejsc pracy, a nawet spowodują ich przyrost. Czy faktycznie nabywanie polskich wyrobów może mieć przełożenie na rynek pracy?

26.02.2004 | aktual.: 26.02.2004 09:09

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta.
- Zidentyfikowanie pochodzenia produktu przez konsumenta jest dziś bardzo trudne, bo mamy w kraju fabryki z zagranicznym kapitałem, których zyski wędrują do central za granicę - mówi dr Witold Potwora, prodziekan Wydziału Ekonomicznego Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji w Opolu. - Powstaje więc pytanie, czy wyrób produkowany według zagranicznych technologii, z niepolskich komponentów, z udziałem tylko polskiej siły roboczej to produkt rodzimy czy obcy?

Mimo tych wątpliwości opolski ekonomista twierdzi, że pomysł jest dobry, tylko spóźniony o jakieś dziesięć lat. Gdyby takie akcje inicjowane były na początku przemian ustrojowych, można by uchronić przed upadkiem wiele rodzimych firm, z opolskimi włącznie. Przykładem może być tułowicki Porcelit, który, mimo że produkował zastawę stołową dobrej jakości, przegrał w konkurencji z arcorokiem i tandetnymi wyrobami z Chin. Po prostu Polacy woleli kupować tańsze i pozornie praktyczniejsze garnuszki i talerze (z nietłukących się materiałów, a więc wiecznotrwałe) niż lepsze, ale nieco droższe rodzime produkty. Dr Potwora zastrzega jednak, że akcja promocyjna ma sens tylko wtedy, jeśli konsument ma do wyboru produkt krajowy i zagraniczny o porównywalnej jakości. Inaczej trudno wymagać od konsumenta patriotyzmu.

Wątpliwości co do polskości produktu rozwiewają autorzy akcji promocyjnej:
- Produkt, który polecamy konsumentom do kupowania, definiujemy jako ten, który został wyprodukowany w Polsce, niezależnie od tego pod jaką marką - wyjaśnia Andrzej Sowul z agencji DEMO. - Podstawą rozróżnienia jest dla nas miejsce produkcji, bo to przekłada się pozytywnie na rynek pracy. Kampania nie wypływa z pobudek szowinistycznych. W żadnym razie nie jest polityczna ani wymierzona przeciwko Unii Europejskiej. Wręcz przeciwnie, bo jesteśmy prounijni.

Dlaczego jednak zdecydowaliśmy się na to? Prowadzenie kampanii reklamowej zachęcającej do kupowania produktów jednego tylko kraju członkowskiego Unii Europejskiej jest niezgodne z prawem unijnym. Dwa miesiące, które zostały do przystąpienia Polski do Unii, to ostatni czas, kiedy można zgodnie z prawem przekonywać Polaków do patriotyzmu konsumenckiego. Jeśli nie zrobimy tego teraz, to nigdy.

Inspiracji do promowania patriotyzmu konsumenckiego dostarczyły agencji wyniki badań OBOP-u, w których 81% respondentów deklarowało, że woli kupować produkty polskie od zagranicznych, jeśli ma taką możliwość. Ale z innego badania wynikło, że te deklaracje nie przekładają się na czyny. Na pytanie - „na jakie cechy produktu zwraca pan/pani uwagę, wybierając produkty podczas codziennych zakupów?” tylko 5% badanych odpowiedziało, że zwraca uwagę na to, czy jest to polski produkt bądź polski producent.

- Uznaliśmy, że istnieje spory potencjał do nabywania rodzimej produkcji, który można uruchomić przy pomocy społecznej reklamy - mówi Andrzej Sowul. - Ta kampania ma na celu zmienić świadomość konsumentów. Uznanie rangi miejsca produkcji przy zakupie może przełożyć się na efekt gospodarczy.

Na początku lat 90. podobne hasła, promujące polską wytwórczość, formułowało prawicowe Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, ale nie przyniosło to większych rezultatów. Przez wiele lat dość intensywnie krzewiły konsumencki patriotyzm także Niemcy i Irlandia. Nikt jednak nie potwierdził skuteczności tych kampanii. Trudno zbadać i wymierzyć, o ile więcej rodzimych produktów kupili Niemcy i Irlandczycy w porównaniu do czasu sprzed kampanii. Bo jak dowodzą badania opinii publicznej, ludzie co innego deklarują w sondażach, a co innego robią.

Polscy przedsiębiorcy dość sceptycznie patrzą na tę akcję, bo uważają, że miejsc pracy nie przybędzie od perswazji.

- Oczywiście, wzrost konsumpcji jest dla gospodarki impulsem rozwoju, ale konsumpcja w Polsce nie wzrośnie, dopóki przedsiębiorcom nie będzie się opłacało tworzyć nowych miejsc pracy - mówi Marek Wołyński, dyrektor Loży Opolskiej Business Centre Club. - A nie opłaca się z powodu ich wysokich kosztów. W tej chwili pracodawca musi oddać państwu 80% tego, co pracownik dostaje od niego na rękę. Jeśli koszty pracy nie się obniżą, to nasze produkty nie będą konkurencyjne: będą drogie i gorsze od zachodnich. Koszt pracy odbija się bowiem na cenie.

Joanna Jakubowska

LICZY SIĘ CENA I JAKOŚĆ

Dr Alicja Głębocka, dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Opolskiego:
- Jest cała masa polskich produktów, głównie żywnościowych, jak: piwo, polędwica, ogórki kiszone, o których Polak wie, że są dobrej jakości albo przynajmniej nie gorszej niż zachodnie. Są jednak produkty, w których polscy producenci nijak nie mogą konkurować z zachodnimi, jak choćby w przemyśle motoryzacyjnym czy elektronicznym. Dlatego nie wierzę w to, by skłonność do kupowania polskich wyrobów można było budować jedynie na patriotyzmie. Żaden konsument nie będzie poświęcał własnych pieniędzy tylko po to, żeby kupić polski produkt. Nasze wyroby mogą konkurować z zagranicznymi tylko pod warunkiem, że konsument będzie miał do wyboru dwa produkty porównywalne pod względem jakości. Muszą być więc, oprócz polskości, spełnione jeszcze dwa podstawowe kryteria: przystępna cena i dobra jakość.

Czy robiąc zakupy, świadomie wybierasz polskie produkty?

  1. Danuta Sipowicz, prawnik

- Nie zwracam uwagi na miejsce produkcji, tylko na cenę. Chyba że produkt jest dobry i polski, to wtedy go kupię. Ale to czysty przypadek. Nie uważam, żeby od kupowania polskich wyrobów przybyło miejsc pracy, bo jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Tutaj najważniejsze są koszty zatrudnienia i podatki. Dokąd te nie zostaną obniżone, bezrobocie nie spadnie znacząco.

  1. Michał Skołacki, student prawa administracyjnego - Patrzę na jakość. Uważam, że lepiej jest kupić nawet droższy produkt, ale lepszej jakości, niż polski i tani. Polskość nie ma znaczenia. Pieniądze trzeba wydawać racjonalnie, a nie pod wpływem emocji. Pewnie, że są dobre polskie rzeczy, np. garnitury z Bytomia, ale to, że są polskie, to rzecz drugorzędna.
  1. Aneta Wasztyl, politolog: - Jeżeli produkt ma godło Teraz Polska, to wiem, że jest to dla niego najlepsza rekomendacja i wtedy go kupuję. Wolę kupić wyrób polski niż rosyjski, tajwański czy chiński. Ale są też dziedziny, w których rodzimy przemysł nie dorównuje zachodniemu, np. jeśli chodzi o kosmetyki czy sprzęt elektroniczny. Wolę kupić francuski krem albo japoński telewizor niż polskie odpowiedniki.
  1. Monika Wołoszyn: - Czasami patrzę na miejsce produkcji, ale nie jest to regułą. Zakupy zazwyczaj robi się w pośpiechu. W Polsce panuje dość powszechne przekonanie, że co zachodnie, to lepsze. Uważam, że niesłusznie, bo wiele polskich produktów dorównuje jakością zachodnim. Szczególnie jeśli chodzi o żywność.
  1. Hanna Drogowska, emerytowana lekarka - Zdecydowanie kupuję polskie produkty. Jeśli mam do wyboru tylko zagraniczny wyrób, to nie kupuję go wcale. Większość społeczeństwa ma bzika na punkcie tego, co zagraniczne. A my przecież mamy świetną własną żywność, dobre kosmetyki, niezłe lekarstwa. Powinniśmy wykazywać więcej rozsądku.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)