Polskie zoo
- Planowana zmiana na stanowisku dyrektora zoo nie jest w żadnym wypadku decyzją polityczną - zapewnia Marcin Garcarz, rzecznik prezydenta miasta. W ten sposób zareagował na publiczne oświadczenie Hanny Gucwińskiej, która uważa, że prowadzona jest polityczna nagonka na nią i jej męża.
17.06.2004 | aktual.: 17.06.2004 13:30
Hanna Gucwińska jest posłem z ramienia Unii Pracy. Antoni Gucwiński startował natomiast w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy SLD-UP. Od lat związany jest z lewicą. Natomiast Rafal Dutkiewicz, prezydent miasta reprezentuje Platformę Obywatelską. O tym, że prezydent planuje konkurs na dyrektora zoo, napisaliśmy w poniedziałek. Konkurs miał być ogłoszony na przełomie sierpnia i września tego roku tak, by w przyszłym roku nowy szef mógł zacząć pracę w ogrodzie. Teraz miasto opracowuje warunki konkursu.
- To nie jest decyzja polityczna. Właśnie dlatego, że w urzędzie kierujemy się względami merytorycznymi pan Gucwiński nadal zajmuje swoje stanowisko, mimo że już kilka lat temu przekroczył wiek emerytalny - mówi Marcin Garcarz. Tymczasem dyrektor zaraz po ogłoszeniu decyzji o konkursie na dyrektora zoo, zaoponował i oświadczył, że chciałby kierować ogrodem jeszcze co najmniej przez trzy lata, do 75 roku życia. Pojawiły się też informacje, że jest zmuszany do odejścia w wyniku politycznej nagonki PO na "lewicowego" dyrektora. Takie stanowisko Hanny Gucwińskiej przedstawiła Gazeta Wyborcza.
- Nie wierzę, by pani Gucwińska powiedziała coś takiego. Zwłaszcza, że prezydent kilka tygodni temu uzgodnił z panem Gucwińskim, że trzeba wybrać nowego dyrektora ogrodu i wspólnie przygotować go do przejęcia stanowiska - mówi Marcin Garcarz, rzecznik Rafała Dutkewicza. Politycznych zarzutów Hanny Gucwińskiej nie rozumie także Ryszard Laher, przewodniczący dolnośląskiej Unii Pracy.
- Zmiany na stanowisku dyrektora zoo absolutnie nie odbieram jako decyzji politycznej – mówi Laher. – Nasza partia nie zajmowała stanowiska w tej sprawie. To wystąpienie to osobista inicjatywa pani poseł, która zresztą nie jest nawet członkiem UP. Owszem, jest naszym sympatykiem i należy do naszego klubu poselskiego, ale na tym koniec. Podobnie zresztą jak Antoni Gucwiński, który brał udział w wyborach do europarlamentu z naszej listy jako sympatyk. Ja osobiście nie odbieram decyzji prezydenta Wrocławia w kategoriach politycznych. Po prostu zoo jest instytucją miejską, podległą prezydentowi i ma on prawo zmienić dyrektora miejskiej placówki. Zdaniem władz miasta wrocławskie zoo wymaga zmian związanych również z wejściem Polski do Unii Europejskiej.
- Potrzebna jest nowa, ciekawa, atrakcyjna dla mieszkańców i turystów koncepcja ogrodu - tłumaczył Rafał Dutkiewicz. Liczył, że pomysły podsuną kandydaci, którzy zgłoszą się do konkursu. Antoni Gucwiński miał zostać zaproszony do komisji, by współuczestniczyć w wyborze. Wczoraj pytany, czy również ocenia całą sprawę w kategoriach politycznych, stwierdził jedynie: - Nie ja jestem sędzią w tej sprawie. Sądzić będą ludzie i dziennikarze ogólnopolskich gazet. Zamierzam zwołać konferencję w tej sprawie. Hanna Gucwińska była wczoraj dla nas nieuchwytna.
Polityczny bumerang
W 2001 roku władze miasta ukarały dyrektora naganą po tym, jak okazało się, że w swojej prywatnej posiadłości w Bukowicach pod Wrocławiem trzyma zwierzęta, które są własnością ogrodu, a do ich pilnowania tam oddelegowane są osoby zatrudnione we wrocławskim zoo. Władze miasta uznały, że dyrektor przekroczył swoje uprawnienia i nakazały zwierzęta zwrócić do ogrodu. Po publikacji materiałów na ten temat Hanna Gucwińska pozwała do sądu dziennik Słowo Polskie, twierdząc, że to wymierzona w nią polityczna nagonka prowadzona podczas kampanii wyborczej. Sąd nie przyznał jej racji. W prawomocnym wyroku podkreślono, że artykuły nie miały związku z kampanią wyborczą, a ponadto opierały się na faktach.
Kontrola po naszej interwencji
W lutym tego roku, po naszej interwencji, władze miasta i służby weterynaryjne zarządziły kontrolę w zoo. Kontrola potwierdziła nasze doniesienia: w ogrodzie wbrew przepisom nie było pomieszczenia chłodniczego do przechowywania martwych zwierząt. Ponadto, zwłoki i szczątki, które nie były wykorzystywane jako pokarm dla innych zwierząt, zakopywano na terenie zoo bez wiedzy i zgody powiatowego lekarza weterynarii. Placówka nie miała podpisanej umowy z firmą utylizacyjną, choć nakazywały to przepisy.
Słowo Polskie Gazeta Wrocławska Izabela Czuban