PolskaPolskie kino mówi: jestem

Polskie kino mówi: jestem

Niemal równolegle do obchodów 25-lecia "Solidarności" w Gdyni świętowano inny jubileusz. Na 30. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych zjechały setki twórców - pisze Anita Piotrowska w "Tygodniku Powszechnym".

Dla gości, uwiecznionych w ostatnim dniu na zbiorowej fotografii, zagrał sam Michael Nyman, a w kuluarach radowano się z przeforsowanej niedawno ustawy o kinematografii i dyskutowano o nadziejach i obawach związanych z powstaniem Instytutu Sztuki Filmowej. Zejście się obu rocznic przypomniało o znaczeniu, jakie miało przez dziesięciolecia kino polskie. W Gdyni dyskusje o kinie zawsze były mniej lub bardziej polityczne. Tegoroczny festiwal, zapewne nie najlepszy w historii, pokazał jednak, że coś z ducha żarliwej polemiki z rzeczywistością mimo wszystko się ostało, a może po prostu odżywa.

W przedstawionym na otwarciu nowelowym filmie “Solidarność, Solidarność” reżyserzy różnych pokoleń i temperamentów pytają: “co się stało z naszą Solidarnością?”, tą pisaną przez duże “S”. Odpowiedzi, na ogół gorzkie lub przekornie żartobliwe, znalazły dopełnienie w filmach konkursowych. Tyle że w nich chodzi zwykle o tę solidarność najzwyklejszą, z małej litery. Po obejrzeniu 21 filmów walczących o Złote Lwy narzuca się jedno spostrzeżenie: z ekranu coraz wyraźniej wyziera frustracja i rozczarowanie “nową” Polską. Być może dopiero teraz wielu twórców odnalazło właściwy ton, być może dopełniła się czara goryczy. A może potrzebna była nowa generacja?

W “Odzie do radości” zrealizowanej przez trójkę studentów łódzkiej “Filmówki”: Annę Kazejak-Dawid, Jana Komasę i Macieja Migasa oglądamy trzy nowele, trzy różne Polski, ale to samo paraliżujące poczucie, że życie jest gdzie indziej, że tutaj nic się udać nie może. W finale bohaterowie: bezrobotna fryzjerka ze Śląska, poniżany przez ludzi sukcesu początkujący warszawski raper i świeżo upieczony magister wegetujący w nadmorskiej wędzarni ryb, spotykają się w autokarze do Londynu. Młodzi ludzie, których zdążyliśmy poznać, polubić, docenić ich nieprzeciętność, jadą do Ziemi Obiecanej, by tam spełniać się w charakterze sprzątaczek i pomywaczy.

Hamletyzujące pytanie - wyjechać czy zostać? - pobrzmiewało zresztą w wielu tytułach, podobnie jak problem zamykanych kopalń (“Barbórka” Macieja Pieprzycy), zadłużonych szpitali (nagrodzony Złotymi Lwami “Komornik” Feliksa Falka), podszytej bezsilnością przemocy (“Rozdroże Café” Leszka Wosiewicza). Na szczęście twórcy wspomnianych filmów odżegnują się od interwencjonizmu, wybierając język głębszej przypowieści.

Wosiewicz zajął się sprawcami głośnego napadu na warszawski Kredyt Bank. Przyjął jednak ciekawą perspektywę: opowiedział o życiu zabójców od wewnątrz. Młody chłopak z dzielnicy nędzy, pozbawiony nadziei na odmianę losu, kuszony łatwym, dostatnim życiem, miesza własną frustrację z poczuciem odpowiedzialności za najbliższych: za upośledzonego brata, za siostrę, która w upokarzającym małżeństwie ze starszawym senatorem upatruje życiowej szansy, wreszcie za sąsiada-alkoholika, którego nieletnie córki prostytuują się, by utrzymać rodzinę.

Rak, który toczy nasz piękny kraj, nie szczędzi nikogo. Dotyka także beneficjentów nowego systemu. Senator u Wosiewicza jest zwyczajnym prostakiem, pomiatającym tymi, którym rzekomo pomaga. Gwiazdor telenowel, który zaszczyca swą obecnością tytułową “Barbórkę”, to typowy przedstawiciel zblazowanej “warszawki”, zmęczony nieustannym wyścigiem i byciem na topie. Komornik z filmu Falka (świetny Andrzej Chyra) wyrwał się z nizin i teraz - w odwecie? - zadręcza biedaków tępym egzekwowaniem prawa. Środowisko dyplomatów sportretowane w “Persona non grata” Krzysztofa Zanussiego to, przynajmniej w oczach bohatera, banda karierowiczów i łapówkarzy.

Wszystkie te filmy nie ograniczają się do postawienia suchej diagnozy, starają się dotrzeć do momentu, kiedy w bohaterze dokonuje się duchowa przemiana czy wręcz nawrócenie. U Wosiewicza i Falka ożywa sfera religijna. W “Rozdrożu Café” bohatera, który wkracza na drogę zbrodni, obserwuje z reklamowego bilbordu wielkie oko (czyżby Opatrzność?). Wokalista Kazik Staszewski niczym bezradny anioł stróż wyśpiewuje kolejne ostrzeżenia. Momentami przypomina grecki chór - wiemy przecież, że bohater nie ucieknie przeznaczeniu. Film Wosiewicza, choć przeładowany komentarzem i symboliką, dotyka naszej polskiej schizofrenii. Z jednej strony mamy silną religijność obrzędową i pijaków płaczących na filmie “Pasja”, z drugiej - bierną zgodę na zło zamknięte w czterech ścianach - Anita Piotrowska w "Tygodniku Powszechnym".

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)