Polski kierowca TIR‑a bohaterem na Słowacji. Uratował psy z pożaru
- Gdyby nie interwencja pana Jacka, wszystko by się spaliło. To mój bohater - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską pani Miriam, która przeżyła ostatnio chwile grozy. - Nie mogłem się inaczej zachować - odpowiada skromnie Polak.
26.11.2018 | aktual.: 26.11.2018 13:20
Do zdarzenia doszło pod koniec ubiegłego tygodnia na autostradzie w kierunku Bratysławy. W samochodzie pani Miriam miała miejsce awaria i auto zaczęło się palić. Kobieta zatrzymała pojazd i wyskoczyła na zewnątrz, ale uwięzione w środku zostały jej psy.
Słowaczka jest kynologiem (specjalistą ds. psów rasowych) i hoduje wilczaki czechosłowackie. To grupa psów pasterskich i zaganiających. Charakteryzują się żywotnością i umiejętnością szybkiego reagowania, ale w tej sytuacji utknęły w pułapce.
Ruch na autostradzie był wyjątkowo słaby, ale na szczęście z pomocą Słowaczce przyszedł polski kierowca TIR-a. - Zatrzymał się i ugasił ogień. Nie wiem, co by się stało, gdyby do przyjazdu straży pożarnej nie pomógł mi z całą sytuacją - mówi Miriam.
Pan Jacek czeka na listonosza
Sytuacja została opanowana, a Polak ukłonił się i odjechał. Kobieta była w takim szoku, że nie zdążyła go nawet poprosić o kontakt. Miała jednak zdjęcia z miejsca wypadku, a na jednym z nich uwieczniony numer rejestracyjny polskiej ciężarówki.
"Proszę podzielcie się tymi zdjęciami ze swoimi polskimi przyjaciółmi" - napisała kobieta na Facebooku, a internauci rozpoczęli poszukiwania. Post zdobył ponad tysiąc reakcji i miał 6 tysięcy udostępnień!
Ponieważ rejestracja zaczynała się od liter "WM" łatwo można było ustalić, że auto zarejestrowane jest w podwarszawskim Mińsku Mazowieckim.
Przy pomocy internautów, kobiecie udało się właśnie skontaktować z Polakiem. - Bardzo mu podziękowałam, ale poprosiłam też o adres, żebym mogła mu wysłać jakiś podarunek - mówi nam szczęśliwa Słowaczka.
Dodaje, że jest bardzo wdzięczna wszystkim internautom, którzy przyczynili się do odnalezienia "jej bohatera". - Cieszę się, że są wśród nas dobrzy ludzie jak pan Jacek - podkreśla.
"Miałem burzę myśli. Trochę się bałem"
Pan Jacek przyznaje nam, że gdy pojawił się na miejscu, płomienie buchały spod maski. - Miałem burzę myśli. Trochę się bałem, bo mam żonę i trójkę dzieci, a kto wie, czy taki samochód nagle nie wybuchnie - zdradza nam.
Odwaga wzięła jednak górę. Mężczyzna złapał swoją gaśnicę i podbiegł gasić pożar. W sumie Słowaczka podróżowała z czterema psami. Dwa z nich uwolniła samodzielnie, ale pozostałe były uwięzione. Uratował je dopiero pan Jacek.
- Wypuściłem je, dogasiłem płomienie i rozłączyłem elektrykę. Trochę to trwało i nikt inny faktycznie się nie zatrzymał, ale ja nie mogłem zachować się inaczej - przyznaje Wirtualnej Polsce.
Zatrzeć fatalną opinię o Polakach
W świetle niedawnych wydarzeń, opisywana historia jest szczególnie pozytywna. W październiku Wirtualna Polska informowała o tragicznym wypadku, który na Słowacji spowodowało trzech piratów drogowych z Polski.
Na jadących porsche, ferrari i mercedesem nie robiły wrażenia ani ciągłe linie ani ograniczenia prędkości. Życie stracił niewinny mężczyzna, a na temat kierowców z Polski padło wiele cierpkich słów.
Chociaż o tamtych tragicznych wydarzeniach nie da się już zapomnieć, zachowania takie jak pana Jacka skutecznie pomagają w zatarciu fatalnego wrażenia o polskich kierowcach. Nawet na stronie internetowej, gdzie konkretnych kierowców można wyszukać dzięki wprowadzeniu ich numeru rejestracyjnego, profil Polaka zalała teraz fala pozytywnych opinii.