Polski badacz krytykuje książkę Grossa o antysemityzmie
Nowa książka Jana Tomasza Grossa o
antysemityzmie w powojennej Polsce pt. "Strach" jest równie
wstrząsająca co książka "Sąsiedzi". Ale jej główna teza - że masowa nienawiść do Żydów po wojnie wynikała z równie masowego uwikłania Polaków w Zagładę, ma znacznie słabsze podstawy niż tezy "Sąsiadów" - uważa dr Dariusz Stola, historyk z Polskiej Akademii Nauk.
28.12.2007 | aktual.: 10.01.2008 15:06
Stola, autor m.in. książek o stosunkach polsko-żydowskich podczas wojny i o antysemickiej kampanii w 1968 r., wypowiedział się o mającej ukazać się w styczniu 2008 r. książce Grossa pt. "Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści". Zaznaczył, że zna ją tylko w wersji angielskojęzycznej.
Według Stoli, "Strach" jest w pewnym sensie kontynuacją "Sąsiadów". Czytelnicy, którzy znają sprawę Jedwabnego, znajdą tu wątki, które tam się pojawiły, oraz odpowiedź Grossa na pewne głosy z debaty o Jedwabnem.
Natomiast inaczej niż "Sąsiedzi" - książka, która wniosła do obiegu publicznego i naukowego nowe, dramatyczne fakty, ta książka nie zawiera wielu nowych ustaleń faktograficznych - stwierdził Stola. Według niego, jej angielski podtytuł "Próba historycznej interpretacji" dobrze oddaje zasadniczy przekaz. Jest nim hipoteza interpretacyjna: twierdzenie, że najważniejszym, jeśli nie wyłącznym, motywem wrogich czy niechętnych Żydom postaw po wojnie było wcześniejsze uwikłanie Polaków w eksterminację Żydów, w tym zwłaszcza korzyści materialne, jakie z niej wynieśli.
Stola przyznaje, że nienawiść do Żydów w Polsce w pierwszych latach po wojnie była faktem: jest wiele dowodów niechętnych i jawnie wrogich zachowań i wypowiedzi, w tym kilku pogromów i kilkuset zabójstw. Takie postawy wobec garstki ocalałych z Zagłady mogą i powinny szokować, ale nie można im zaprzeczyć. Tym, którzy o tym nie wiedzą albo twierdzą, że było inaczej, lektura "Strachu" na pewno się przyda - twierdzi Stola.
Podkreśla on zarazem, że zasadniczym przedmiotem sporu jest społeczny zasięg takich postaw oraz ich motywy, a to właśnie jest głównym tematem "Strachu". Tezy książki z pewnością wzbudzą kontrowersje; Jan Gross jest wybitnym historykiem społecznym, ale sądzę, że wnioski w tej sprawie, które stawia w "Strachu", są nie do obrony - dodał historyk.
Jego zdaniem, jest oczywiście możliwe, że niektórzy z napastników w pogromie kieleckim i gdzie indziej nienawidzili Żydów, bo mieli już coś na sumieniu w związku z Zagładą lub wzbogacili się na żydowskiej tragedii, ale twierdzenie, że takie motywy były powszechne i jedynie one wyjaśniają powojenne napaści na Żydów, wymaga jakiegoś dowodu. Według Stoli, "Strach" takich dowodów nie przedstawia, a można było np. sprawdzić czy napastnicy z Kielc mieszkali w 1946 r. w żydowskich domach.
Stola podkreśla, że inni historycy badający powojenne postawy wobec Żydów twierdzą, że motywy agresji wobec Żydów były różnorakie. Oprócz tych, które podkreśla Gross, były pospolite motywy kryminalne - wielu Żydów padło ofiarą rozplenionego po wojnie bandytyzmu - oraz motywy polityczne - na tle faktycznego udziału Żydów w aparacie nowej władzy oraz udziału wyimaginowanego mitu "żydokomuny" - mówi Stola.
Dodał, że nowe światło na ten problem rzucił kilka lat temu amerykański historyk Michael Steinlauf w książce pt. "W niewoli umarłych". Twierdzi on, że w Polsce mieliśmy do czynienia z masowym występowaniem psychologicznego "syndromu śmierci" - szczególnego zespołu zobojętnienia lub niechęci wobec ofiar, który został opisany na przykładzie byłych więźniów nazistowskich obozów koncentracyjnych. Występowanie takiego syndromu wśród Polaków, którzy podczas wojny byli naocznymi świadkami budzących grozę scen, w tym zwłaszcza strasznego losu Żydów, byłoby zrozumiałe. Dla mnie tezy Steinlaufa są bardziej przekonujące niż Grossa - powiedział Stola.
Komentując tezę Grossa, że komuniści nie chcieli przeciwdziałać pogromowi kieleckiemu, bo "w konflikcie między społeczeństwem a Żydami ani myśleli stawać po stronie tych ostatnich", Stola stwierdził, że "komuniści wiedzieli, jak popularny i szkodliwy dla nich jest mit "żydokomuny", i oczywiście nie chcieli go podsycać, ale nie ma żadnych dowodów, by miało to jakiś wpływ np. na dziwne, wybitnie nieskuteczne działania MO i bezpieki w Kielcach".
Według Stoli, sprawy Żydów nie były dla komunistów priorytetem, ale jednak zwalczali wówczas antysemityzm i starali się w jakiejś mierze pomagać ocalałym Żydom. Na tle różnych paskudnych rzeczy, które robili, ta sprawa akurat nie wypada najgorzej i nie trzeba im tego odmawiać - podkreślił.
Stola zgadza się z Grossem, że wielu Polaków żywiło niewspółmierne do rzeczywistości, nieraz absurdalne wyobrażenia o kluczowej roli Żydów w partii i bezpiece, ale kwestionuje tezę, że rola żydowskich komunistów była bez znaczenia.
Zarzuca Grossowi niekonsekwencję: z jednej strony "Strach" przyjmuje wysokie szacunki liczby Żydów zabitych po wojnie, czyli włącza do tej liczby także Żydów-komunistów. Z drugiej zaś twierdzi, że ci komuniści nie byli tak naprawdę Żydami, bo wypierali się swego żydostwa. Takich dwu tez jednocześnie nie da się utrzymać. Poza tym, na jakiej podstawie mielibyśmy odmawiać żydowskiej tożsamości ludziom, którzy w ankiecie personalnej w rubryce narodowość wpisali "żydowska"? Nie znam lepszego dopuszczalnego sposobu ustalania narodowości niż autodeklaracja - dodał Stola.