Polska sjukał praaacy
Polak - człowiek obrotny, w każdej sytuacji sobie poradzi. Chyba, że sobie nie poradzi. Bywa, że poszukując pracy za granicą, robimy z siebie pośmiewisko. Jak tego uniknąć?
27.04.2012 | aktual.: 19.06.2012 13:36
"Fantastyczne, wspaniałe, rewelacyjne" - te przymiotniki chcielibyśmy usłyszeć od potencjalnego pracodawcy, który właśnie skończył czytać nasze CV. I czasem słyszymy. Nawet więcej! - W życiu czegoś takiego nie widziałem, muszę pokazać kolegom! - mówi człowiek z działu kadr. Tylko, że to nie nasze niezwykłe umiejętności zrobiły na nim wrażenie.
Internauci poszukują sensu
Norweskie Stowarzyszenie Tłumaczy (Norsk Oversetterforening), firma istniejąca od 1948 roku i na dziś oferująca tłumaczenia w niemal 50 językach, od czasu do czasu na facebookowym profilu udostępnia najlepsze "kwiatki" z dziedziny tłumaczeń. Kilka dni temu na tablicę trafiło zdjęcie ogłoszenia, które zdobi słupy w Oslo. Szybko rozprzestrzeniło się w sieci, wywołało wiele komentarzy i stało się jednym z najpopularniejszych przesyłanych obrazków. Internauci bez końca roztrząsają wszystkie konteksty zawarte w tej krótkiej formie literackiej. Autorem jest poszukujący pracy Polak.
O analizę dzieła poprosiliśmy tłumaczkę języka norweskiego, Agatę Beszczyńską, właścicielkę zajmującej się tłumaczeniami firmy Brave New Media oraz Zuzannę Szczepańską, szefową Biura Języków "Zoozanko". W 2010 Beszczyńska tłumaczyła z norweskiego na polski powieść Gunnara Staalesena "Zimne serca", ale mówi, że dopiero to ogłoszenie okazało się dla niej prawdziwym wyzwaniem.
Jak zabawić trawnik?
Jak brzmi w uszach Norwegów to ogłoszenie? "Ten młody i pracowty chłopak pomorze TY! Dwa ten sympatyczny student szuka pracy na lato. Gomoc w utrzmaniu domu". Tu zaczyna się jedna z najśmieszniejszych dla internautów części ogłoszenia.
- Użyte w ogłoszeniu słowo "underhold" oznacza to samo, co polskie "utrzymanie", ale wyłącznie w sensie utrzymania finansowego - wyjaśnia Beszczyńska. - Chłopak oferuje, więc swoje usługi w dziedzinie finansowego wspierania domu klienta. Dodatkowo większości internautów słowo to kojarzy się z "underholde", czyli zabawianiem. Dla nich Polak oferuje, więc, że będzie zabawiał im dom oraz trawnik. Może chce uprzyjemniać im czas opowiadając dowcipy? A może chodzi o to, że będzie się zabawiał na trawniku? Kluczowym staje się tu pytanie, kiedy w związku z tym zamierza pracować - dodaje.
Dalej autor ogłoszenia pisze bardzo połamanym norweskim, że ma doświadczenie w wielu dziedzinach, na przykład, jako rozbawiacz czy też mecenas trawnika, kelner oraz... "robić to oni sami czynności".
- W tym miejscu wymagana jest gruntowna analiza dzieła - zatrzymuje się Beszczyńska. - Z komentarzy internautów wnoszę, że dla Norwegów zabrzmiało to tak, jakby Polak oferował, że będzie się z nimi bawił w papugowanie, to znaczy robił to, co oni. A zapewne chciał tylko powiedzieć, że w swojej pracy potrafi być samodzielny, jednak to już moja próba interpretacji tego, co autor miał na myśli - dodaje. Polak chwali się też, że ma doświadczenie, jako goryl. Chciał pochwalić się pracą ochroniarza, ale użył zbyt ogólnego słowa nie wiedząc, że w Norwegii ma ono nieprzyjemne, mafijne konotacje.
"Perfekt"
Być może ogłoszenie nie rozśmieszyłoby tak bardzo Norwegów, gdyby nie fakt, że autor na koniec zapragnął się poszczycić swoimi umiejętnościami językowymi. Zamierzał zapewne napisać, że jego językiem ojczystym jest polski, a angielski i rosyjski zna perfekcyjnie, zaś norweski i hiszpański w stopniu podstawowym. Zamiast tego oznajmił między innymi, że jest perfekcyjnym Rosjaninem i zasadowym (w sensie chemicznym, zatem w odróżnieniu od kwasowego) "Hiszpaninem". Zamiast "mówimy" napisał coś, co dla Norwega jest remiksem znaczeniowym zwrotów "my językujemy" oraz "my wróżymy". Wszystko podsumował niezgrabnym zdaniem, że "pracy rzadnej boi się nie". Całość wyszła, jak to określiła Beszczyńska, bardzo artystycznie - dadaistycznie, a do tego słowotwórczo.
- Widać, że autor, bądź autorzy ogłoszenia nie tylko nie boją się żadnej pracy, ale nie straszne są im również jakiekolwiek zasady gramatyczne obcego języka, w tym przypadku norweskiego - komentuje Zuzanna Szczepańska. - A może tylko żartowali, ponieważ zamiast "Vi snakker", czyli "Mówimy", napisali "Vi spaaker", które brzmi prawie jak "Vi spoeker", co oznacza: "Żartujemy" - dodaje.
Nowe wyżyny humoru
Zdjęcie polskiego "dzieła" robi furorę i zyskuje setki komentarzy, których lektura jest bardzo pouczająca. Między innymi, dlatego, że... one też roją się od błędów. Wielu internautów chwali jednak autora za odwagę i podchodzi do całej sprawy z sympatią i zrozumieniem.
- Dziękujemy poszukującym pracy Polakom za wprowadzanie humoru językowego na nowe wyżyny - napisała Kari, wspominając jednocześnie restaurację w emigranckiej dzielnicy Oslo, która kusiła klientów reklamą "Mamy siki w zamrażalniku!" (autor chciał się pochwalić posiadaniem mrożonej pizzy)
.
Nowe wyżyny językowego humoru odkrywamy w całej Europie. Działy kadr znajdują CV z określeniami "swimming english" ("pływający" zamiast "płynny" angielski) albo tłumaczeniami nazw polskich firm na angielski ("worker in Vegetablex").
Jak uniknąć podobnych wpadek? Na przykład zainwestować w kurs językowy. - Czasami mówi się, że Norwegowie są naiwni, ale na takie"kwiatki" się nie nabiorą. Chociaż kto wie, może tego rodzaju przedsiębiorcze podejście do życia zachęci potencjalnego pracodawcę? Szczerze mówiąc nie sądzę i osobom poszukującym pracy w Norwegii polecam przyswojenie sobie przynajmniej podstaw norweskiego - co na pewno zwiększy szansę na znalezienie zatrudnienia - radzi Zuzanna Szczepańska.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad