Polska płotem podzielona
Obsesja odgradzania się murami i płotami dopadła wszystkie grupy społeczne. Już nie tylko wznosi się strzeżone osiedla, ale i na tych starych blok grodzi się od bloku, klatka schodowa od klatki. Socjologowie i psychologowie biją na alarm: dziś wznosi się mury, za chwilę powstaną w naszym społeczeństwie bariery i zapory nie do pokonania.
Malowniczy teren na uboczu, dyskretne, ogrodzone osiedle, szlaban, w budce strażnika wyłożona lista oczekiwanych gości. Każdy, po podaniu swojego nazwiska i sprawdzeniu na liście, otrzymuje identyfikator z napisem: „Visitor”. Tak zaczyna się zwyczajna imprezka przy grillu w osiedlu nieopodal Kampinosu. – Wiem, to wygląda, jakby się wchodziło do jakiejś firmy – wzdycha gospodarz. – Ale co zrobić?
Osiedli zamkniętych przybywa zgodnie z efektem kuli śniegowej. Najlepszym przykładem jest Warszawa – to epicentrum obyczaju grodzenia się i stąd wzór płynie w Polskę. Niemiecki naukowiec Henrik Werth, który zajmował się problematyką naszych osiedli, skrupulatnie wyliczył, że do 1999 r. w stolicy powstało ok. 55 takich wydzielonych obszarów. W następnych czterech latach ich liczba podwoiła się. Od 2004 r. do dziś przybyło kolejnych 70 osiedli, w sumie jest już niemal 200. Pod tym względem Warszawa staje się ewenementem na skalę europejską.
Ale w Polsce grodzą się wszyscy i wszędzie. Odgradzają się już nie tylko bogatsi od biednych, jak na warszawskim Bródnie, gdzie zdewastowana wielka płyta i tamtejsi blokersi sąsiadują z otoczonymi murem eleganckimi domami zamieszkanymi przez wikingów, jak o nowych mieszkańcach mawiają tubylcy.
Mriusz Czubaj