PublicystykaPolska odpadnie od Zachodu? Jacek Żakowski: sytuacja wokół nas gęstnieje, a my tu się za łby bierzemy

Polska odpadnie od Zachodu? Jacek Żakowski: sytuacja wokół nas gęstnieje, a my tu się za łby bierzemy

Czas leci teraz strasznie szybko. Świat się strasznie szybko zmienia. I nasza pozycja w świecie też. Jak niepewnym miejscem stała się dla Zachodu Polska pół roku po wyborach, dobrze pokazuje los złotówki i naszych obligacji. Jak myślicie, dlaczego złoty tanieje, a forint przeciwnie? Powód jest tylko jeden. Elegancko nazywa się "ryzyko polityczne". I nie chodzi tu o takie ryzyko, że Krzysztof Czabański zastąpi Jacka Kurskiego, albo Beata Szydło zostanie odwołana, a jej miejsce zajmie Mateusz Morawiecki lub Piotr Gliński. Chodzi o ryzyka realne i raczej fundamentalne. Konkretnie o ryzyko, że Polska odpadnie od Zachodu - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.

Polska odpadnie od Zachodu? Jacek Żakowski: sytuacja wokół nas gęstnieje, a my tu się za łby bierzemy
Źródło zdjęć: © Eastnews | Wojciech Strozyk/REPORTER
Jacek Żakowski

03.05.2016 | aktual.: 26.07.2016 13:39

Czołem Kolesie! Witajcie wszystkie załogi. Ahoj piąta kolumno. Szacuneczek układzie. Kłaniam się Wam weneckie sługusy, unijne lamusy, pożyteczni idioci Murzyna, jajogłowi, ukryta opcjo niemiecka, różowi, komuchy, lewacy od Franciszka i kto się tam jeszcze 7 maja na KOD-owskiej manifie zmieści. Jestem jednym z Was, albo raczej z nas.

Szacunek PiSiory! Kłaniam się nisko Niezależnym, Niezłomnym, Prawdziwym Polakom, Mediom Narodowym i otwarcie PiS-owym. Cześć Obozowi Patriotycznemu i Niepodległościowemu, Ruchowi Smoleńskiemu, wyznawcom wszystkich teorii, z którymi się od dawna publicznie nie zgadzam. Szacun konserwatystom, populistom, monarchistom, narodowcom, JOW-owcom, libertarianom, a nawet rasistom i faszystom.

Kochani Wszyscy Którym W Polsce Zależy Na Czymkolwiek Poza Korytem Lub Żłobem. Drodzy Rodacy, Którym Chce Się Wyjść Z Domu W Jakimkolwiek Zbiorowym Interesie. Jesteśmy w kozim rogu! Wszyscy razem, a z nami trzydzieści kilka milionów ludzi i ich (nasz) kraj, którego nazwy teraz nie użyję, żeby się nie zrobiło nadto patetycznie. I tak każdy wie, o jaki kraj chodzi.

Nikt obcy nas w ten kozi róg, jak na Sybir, nie pędził. Nikt nam nie kazał się do tego koziego rogu pakować. To my sami - naszymi rękami, własnymi głowami i niewyparzonymi gębami zagnaliśmy się tu, gdzie dzisiaj jesteśmy. Każdy z nas ma w tym jakiś udział - przez czyny, słowa, zaniechania albo nieporadność. O żadnej symetrii win ani odpowiedzialności zbiorowej nie może być mowy, ale (czy kto chce, czy nie chce) z punktu widzenia innych jesteśmy wspólnotą. Jako wspólnota cenę zapłacimy zbiorowo. I raczej niezależnie od win oraz zasług. Historia nie będzie pytała, kto był po której stronie.

O to, kto jest winny, lub kto jest bardziej winny, kto kogo prowokował, kto pierwszy złamał reguły, przepisy, normy przyzwoitości, itd., itp., spieramy się od dawna. Choć w kłóceniu się jesteśmy prawdziwymi mistrzami, wbrew złudnym nadziejom żywionym przez bardzo wielu z nas, nic specjalnego już się tu dodać nie da. Wszystkie argumenty zostały użyte. Wszystkie najtwardsze słowa zostały wypowiedziane i wydrukowane. Padły wszelkie możliwe oskarżenia. Tylko "towarzysz Mauser" jeszcze nie przemawiał. I pani gilotyna. Ale już także oni tu i ówdzie zaczynają wyrywać się do głosu.

Nie chodzi o to, że się - jak to my - kłócimy. Ani o to, że kłócimy się jeszcze bardziej, niż zwykle. Nie chodzi też o to, że ktoś odrywa kogoś innego od żłobu i sam się w nim tapla. Nie żałuję nikomu i nikogo specjalnie mi nie żal. Takie życie. Nawet jestem w stanie przeboleć, że spora część pola zmagań obraca się w zgliszcza. Szkoda koni, roboty etc. Ale to wszystko jest pryszcz, lub w gorszym razie wrzód. Skłonny jestem lekkomyślnie przyznać, że co się zniszczy, to się odbuduje. Jak zawsze. Ale za jaką cenę? Jak długo będziemy ją płacili?

Chodzi o to, że tym razem chodzi o wszystko. Nie o to, czy tamto. Nie chodzi o Kaczyńskiego, Tuska, jedną czy drugą instytucję, jeden czy dwa punkty wzrostu PKB więcej albo mniej. Stawka jest zasadnicza.

Krótko można powiedzieć tak. Trzydzieści lat temu uchyliło się okno geostrategiczne. Rosja (wtedy sowiecka) popadała w tragiczną smutę. Chiny dopiero zaczynały się dźwigać. Ameryka była u szczytu potęgi. Europa była silna, zjednoczona i dumna z powojennych osiągnięć. A system sowiecki w Polsce zbankrutował. Kilkoma genialnymi mykami, wielkim samozaparciem i dużym społecznym kosztem udało nam się wyrwać z rosyjskiej strefy wpływów, choć nikt poza nami nie patrzył na to zbyt entuzjastycznie.

Przez kilkanaście lat nasze geostrategiczne okno było szeroko otwarte. Łatwo nie było, ale stopniowo udało nam się wtedy przekonać dużą część Zachodu, że wraz z innymi krajami bloku postsowieckiego możemy być istotną częścią zachodniej wspólnoty. Mimo dużych oporów wielu ważnych sił na Zachodzie, zostaliśmy wraz z resztą państw postsocjalistycznych przyjęci do NATO i UE.

Zdążyliśmy niemal w ostatniej chwili. Gdy tylko się to stało, nasze okno zaczęło się zamykać. Rosja Putina zaczęła się odbudowywać. Ameryka Busha roztrwoniła potęgę ekonomiczną, moralną i polityczną. Chiny stały się supermocarstwem. Europa pod każdym względem osłabła. Islam się zradykalizował. Skończyła się ekspansja Zachodu i zaczął się jego regres. A z regresem wzmocniła się tendencja, by każdy myślał o sobie. Guy Verhofstadt ma rację, że dziś Polska nie byłaby przyjęta do Unii (ani do NATO). Ale nie tylko dlatego, że nie spełniamy demokratycznych standardów. Także dlatego, że Zachód nie szuka już nowych wyzwań. Woli się zwijać, niż rozwijać. Chce skracać linie frontu, a nie je wydłużać.

Pozornie gra toczy się jeszcze według starych reguł, ale zmiana reguł jest blisko. Ponad połowa Niemców deklaruje, że nie chcą umierać za Gdańsk (sprawdź)
. Angela Merkel może jeszcze podtrzymywać NATO-wskie gwarancje dla Polski i całej Wschodniej Flanki, ale nie poprze już baz na Wschodzie, a jeśli jej wyborcy dalej będą ewoluowali w tę stronę, politycy też zmienią zdanie. Donald Trump coraz ostrzej ogłasza, że jego Ameryka zwinie swój parasol nad Europą i Azją. Im głośniej to mówi, deklarując sympatię dla Putina, tym większe ma poparcie. Nawet jak wygra Clinton, jej administracja będzie musiała brać to pod uwagę. Tak czy siak, zaangażowanie Ameryki w Europie zmaleje. A presja Rosji wzrośnie. I będzie dalej rosła razem z ceną ropy i gazu, które znów rosną.

Myślicie, że Putin nie wyśle armii do Warszawy? Nie chcę spekulować. Ma inne sposoby. Głównie energetyczne. Nie sądźcie, że sytuacja istotnie się zmieniła. Liczycie na gaz z Niemiec? Po drugiej stronie Odry gazociąg jest własnością Rosji. Liczycie na gazoport? A dlaczego sądzicie, że gazowce dopłyną do Świnoujścia, skoro rosyjska flota rządzi na Bałtyku? Putin jest - najdelikatniej mówiąc - twardzielem. Widzicie gdzieś na Zachodzie twardzieli gotowych cokolwiek ryzykować, żeby Polska nie była uzależniona od rosyjskiego gazu? Trump pomoże? Le Pen nam pomoże?

Sytuacja wokół nas gęstnieje, a my tu się za łby bierzemy. To mi przypomina bójkę na Titanicu. Góra na horyzoncie, a majtkowie wyrywają sobie ster. A może jest nawet gorzej. Bo góry, które do nas płyną z Zachodu i ze Wschodu nie są bezrozumne. Góra obcości płynąca z Zachodu i zza Atlantyku każdego dnia znajduje potwierdzenie, że w sposób naturalny należymy do Wschodu, bo jesteśmy niezdolni do przyjęcia zachodnich standardów. Każdego dnia dostarczamy nowych argumentów Zachodowi, żeby sobie odpuścił ten Gdańsk. Skoro za Odrą mieszka plemię Wschodu, które nie potrafi uszanować sądów, opinii największych zachodnich autorytetów, standardów zachodniej wolności i praw człowieka, to niech sobie Wschód to polskie plemię znów weźmie. A na pazernym Wchodzie to widzą i myślą sobie: skoro Zachód się do nich nie przyznaje, to nie będzie ich bronił, tak jak nie bronił Ukrainy. Poczekajmy tylko aż Zachód całkiem straci do nich serce. Żeby nie było za dużej awantury. Przygotowania do tej chwili już widać w Kaliningradzie.

Czas leci teraz strasznie szybko. Świat się strasznie szybko zmienia. I nasza pozycja w świecie też. Jak niepewnym miejscem stała się dla Zachodu Polska pół roku po wyborach, dobrze pokazuje los złotówki i naszych obligacji. Inni się ich pozbywają, choć mamy doskonałe prognozy gospodarcze. Jak myślicie, dlaczego złoty tanieje, a forint przeciwnie? Powód jest tylko jeden. Elegancko nazywa się "ryzyko polityczne". I nie chodzi tu o takie ryzyko, że Krzysztof Czabański zastąpi Jacka Kurskiego, albo Beata Szydło zostanie odwołana, a jej miejsce zajmie Mateusz Morawiecki lub Piotr Gliński. Chodzi o ryzyka realne i raczej fundamentalne. Konkretnie o ryzyko, że Polska odpadnie od Zachodu. Im więcej dajemy dowodów, że nie jesteśmy w stanie sprostać zachodnim standardom, tym to ryzyko jest większe. Im dłużej to trwa, tym więcej osób tak sądzi i tym dalej idące wnioski są z tego wyciągane.

Gołym okiem widać, że osiem lat po wybuchu kryzysu, wszystkie mapy świata są rysowane na nowo. Tak się fatalnie składa, że mapa Europy także. Teraz wszyscy czekają na czerwcową decyzję Brytyjczyków. Gdy ona zapadnie, ołówki pójdą w ruch. Wtedy się zdecyduje, gdzie przez następnie kilkadziesiąt lat będzie biegła faktyczna wschodnia granica Zachodu w Europie - jak teraz, na Bugu, czy jak wcześniej - na Odrze. Zważywszy globalne trendy i dorobek ostatnich miesięcy, Polska musi się solidnie postarać, by zostać tam gdzie jest. Nim ten rok się skończy nasze geopolityczne okno definitywnie się zamknie. Albo zostaniemy w trochę zdewastowanym przez kryzys, ale ciągle dość miłym, bezpiecznym i dość ciepłym europejskim bloku z letnią wodą w kranie. Albo wylądujemy po drugiej stronie okna, w znanej nam już dobrze krainie zasp i lodowatej wody.

Problem polega na tym, że w kozim rogu, gdzie się trzymamy za łby, nikt nie ma głowy, by o tej dramatycznej alternatywie pomyśleć. My się naparzamy balansując w futrynie, a okno się zamyka. Jeśli nie chcemy zostać po jego złej stronie, kiedy się ostatecznie zatrzaśnie, musimy się opamiętać.

Wiem, że to jest trudne. Po obu stronach liderzy są tak zacietrzewieni w walce, że nie widzą domykającego się okna historii. Ale przecież po obu stronach dramatycznego sporu politycznego jest trochę ludzi z chłodnymi głowami i poczuciem odpowiedzialności za kraj - nie tylko za własne kariery i partie. Teraz jest może ostatnia chwila, kiedy powinni wystąpić. Pal sześć, wszystko co nas różni. Pal sześć słowa, które padły. Pal sześć, kto jest bardziej winny. Wolę narodowca od KGB-owca. Wolę nawet polskiego rasistę, niż czekistę. Do wszystkich naszych spraw będziemy mogli wrócić, kiedy wrócimy do normalnych zachodnich standardów państwa prawa, które pozwolą być we wspólnocie zachodniej, a nie we wschodniej. Historia, proszę Państwa się dzieje. Jak pisał Gałczyński "Gdy wieje wiatr historii,/ Ludziom jak pięknym ptakom/ rosną skrzydła, natomiast/ trzęsą się portki pętakom". Ludzie wystąp!

Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski

Zobacz także
Komentarze (862)