Polska na śmietnik. Jacek Żakowski: bez Wałęsy historia II połowy XX w. się nie domknie
Wałęsa ma swoje grzeszki i grzechy na sumieniu, ale żaden z nich nie zbliża się nawet do kalibru jego fundamentalnej zasługi, którą było to, że zmienił historię świata. A przynajmniej miał w tej zmianie kapitalny udział, jakiego może nigdy w historii nie miał żaden inny Polak. Nawet jeżeli Polacy i jego odetną od siebie murem wydumanej obcości i wyrzucą go z innymi na śmietnik, świat go sobie z tego śmietnika weźmie. Bo bez niego historia II połowy XX w. się nie domknie. Podobnie jak nie domknie się bez Polski, nawet jeżeli Polacy wyrzucą cały swój kraj na śmietnik - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.
21.02.2016 | aktual.: 26.07.2016 12:59
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Osoba, która myśli tylko o tworzeniu murów, gdziekolwiek mogą powstać, a nie o budowaniu mostów, nie jest chrześcijaninem" - powiedział papież Franciszek, krytykując Donalda Trumpa za pomysł postawienia muru na granicy Stanów Zjednoczonych z Meksykiem. Warto sobie to hasło wytatuować na naszym, polskim, czole. Bo im głośniej słychać zewsząd przywoływanie chrześcijańskich wartości, chrześcijańskiej tożsamości, chrześcijańskiej tradycji, tym więcej dokoła nas i między nami murów lub żądań, by one powstały. Pod pozorem chrześcijaństwa szerzy się w Polsce pogaństwo. Czyli okrucieństwo, brutalność i mściwość.
Polskie mury rosną błyskawicznie. Dzielą Polskę na dobrą i niedobrą, Polaków na słusznych i niesłusznych. Jedyne kryterium tego, po której stronie muru się ląduje, jest to, czy jest się swoim czy obcym.
Sześćdziesięciu dziennikarzy wyrzuconych, pozbawionych programów lub zmuszonych do odejścia z TVP i Polskiego Radia doliczyło się już Towarzystwo Dziennikarskie. Nikt nie liczył najróżniejszego szczebla urzędników PR i TV, którzy razem z dziennikarzami wylądowali po złej stronie muru. Tak błyskawicznej czystki, na aż taką skalę, państwowe media nie widziały od stanu wojennego, czyli od 35 lat. Można powiedzieć, że teraz dopiero widać, jak dramatycznym błędem była akcja masowego pozbawienia dziennikarzy tych mediów pewności zatrudnienia przeprowadzona przez poprzedni zarząd.
TVP Brauna zaczęła traktować dziennikarzy jak meble czy rekwizyty, które się wynajmuje, kiedy są potrzebne w scenografii studia, a TVP Kurskiego uznała, że są to stare meble i je wyrzuciła na śmietnik. Skutek jest taki, że w pozornie cywilizowanym kraju, w którym formalnie istnieje prawo pracy i teoretycznie niezależność mediów jest na różne sposoby chroniona, dziesiątki dziennikarzy z dnia na dzień, na podstawie arbitralnych decyzji, zapłaciło - za swoje poglądy lub domniemane poglądy - nie tylko utratą źródła utrzymania, ale też de facto - prawa wykonywania zawodu. Dobra zmiana, która szczyci się swoją chrześcijańską twarzą, nawet nie próbowała przerzucania mostów. Działała z okrucieństwem całkiem barbarzyńskim.
Można pomyśleć, że media państwowe to jakieś sanktuarium nowej, PiS-owskiej, władzy (chociaż powinno to być sanktuarium społecznej spójności oraz budowania państwowego konsensu) i że wobec tego są przez tę większość sejmową traktowane szczególnie. Ale to nieprawda. Podobnie postąpiono z urzędnikami rozdającymi unijne dotacje. Nowy mur podzielił ich na swoich i obcych. Znający się na pracy, należący do złej strony muru, zostali z bezwzględnym okrucieństwem wyrzuceni na śmietnik. Miejsca po lepszej stronie zajęli ludzie nowej władzy, którzy sobie z tą robotą nie radzą, bo dopiero muszą się jej nauczyć. Ale już zasiedli w wygodnych fotelach i w nich pozostaną, chociaż z tego powodu rolnicze dopłaty będą ciurkały przez wiele miesięcy, a rolnicy muszą brać bankowe kredyty, żeby się przygotować do nadchodzącej wiosny.
Taki sam mur zobaczyliśmy w policji, kiedy jej nowy komendant musiał odejść po rewelacjach łódzkiej prokuratury i wszyscy się dowiedzieli, że przez parę tygodni zdążył wymienić praktycznie wszystkich swoich bezpośrednich podwładnych, z dyrektorami biur i komendantami wojewódzkimi na czele. Statystycznie (podobnie jak w przypadku urzędników rolnych) nie jest prawdopodobne, by wszyscy ci komendanci oraz dyrektorzy byli kompletnie do luftu. Ale byli ludźmi ze złej strony muru. Nic więcej ich nie łączyło i tylko z tego powodu trafili na śmietnik. Nie wiadomo, jaki będzie to miało skutek. Ale z pewnością nie byłby on gorszy, gdyby wymiana ludzi miała jakieś merytoryczne podstawy.
Te mury i śmietniki pojawiły się praktycznie wszędzie, gdzie tylko mogą sięgnąć długie ręce nowej politycznej władzy. A sięgają głęboko. I gdzie tylko sięgną, jednych wyrzucają na śmietnik, a innych wsadzają na ich miejsce. Bezrefleksyjnie i bez zahamowań. Szefową dziecięcego kanału TVP została na przykład żona szefa bodaj najbliżej związanego z nową władzą "tygodnika opinii". Kanał był dobry. Miał sukces. Ale taka operacja nie jest powodem do wstydu. Ani wyrzucanie innych ludzi na śmietnik tylko z tego powodu, że nie należą do dobrej strony muru, ani branie posad, które po nich zostają nie zawstydzą nikogo - bez względu na to, jaka jest proporcja talentów i kompetencji tych, którzy zostają i tych którzy wylatują.
Najtrudniej idzie PiS-owi z wyrzuceniem na śmietnik Wałęsy. Bo Lech Wałęsa nie ma wprawdzie z nikim umowy na bycie Wałęsą, ale żeby w roku 2016 być podziwianym na całym świecie Wałęsą, trzeba było być Wałęsą w roku 1989, 1983, 1980, 1979 i w 1970. Kto "spał do południa 13 grudnia", dziś może być guru prezydenta, premiera, sejmowej większości, ale Lechem Wałęsą już za żadne skarby nie będzie. I jego miejsca w historii świata nie zajmie. Bez względu na to, ile pomyj na Wałęsę cały jego obóz wyleje. Wałęsa ma swoje grzeszki i grzechy na sumieniu, ale żaden z nich nie zbliża się nawet do kalibru jego fundamentalnej zasługi, którą było to, że zmienił historię świata. A przynajmniej miał w tej zmianie kapitalny udział, jakiego może nigdy w historii nie miał żaden inny Polak. Nawet jeżeli Polacy i jego odetną od siebie murem wydumanej obcości i wyrzucą go z innymi na śmietnik, świat go sobie z tego śmietnika weźmie. Bo bez niego historia II połowy XX w. się nie domknie. Podobnie jak nie domknie się bez Polski,
nawet jeżeli Polacy wyrzucą cały swój kraj na śmietnik.
Zmiany są oczywiście potrzebne. Także zmiany kadrowe, zmiany autorytetów i - jak to ujmują agenci PiS-owskiej rewolucji - zmiany w dystrybucji prestiżu. Zwłaszcza, gdy zmienia się władza i nowa władza chce zmienić kierunek marszu. Tak dzieje się wszędzie. Ale to może pomóc albo szkodzić. Na czym polega różnica, można doskonale zobaczyć oglądając obsypany nominacjami do Oskarów "Spotlight", który wciąż grają w kinach. Nowy szef, który obejmuje redakcję "The Boston Globe" nikogo tam nie zwalnia, nikogo nie piętnuje, ale umie wyznaczyć cel nie tylko służący publicznemu dobru, ale też uruchamiający energię i kompetencje nieco oklapłego, zrutynizowanego zespołu. I razem z nim przedziera się przez matnię lokalnego układu, do którego przynajmniej część tego zespołu należy. Na tym z grubsza polega fenomen chrześcijańskiego budowania mostów, o którym mówi Franciszek, że zamiast oddzielać murami ludzi podejrzewanych o zarażenie złem, buduje się mosty, które ożywiają to, co w każdym człowieku dobre.
Wyrzucanie części Polski na śmietnik nie jest dobrym pomysłem na dobrą zmianę, ani lepszą przyszłość. Chrześcijaństwo dlatego przez długi czas zwyciężało, że istotna część chrześcijańskich społeczeństw umiała wyeliminować istotną część okrucieństwa. Społeczeństwa, które same siebie na przemian wyrzucają na śmietnik, mogą tylko przegrywać, bo więcej, niż im się wydaje marnują, a mniej, niż im się wydaje, zyskują. Przepraszam, że to powiem, ale chrześcijaństwo - gdy je traktować poważnie - także się opłaca. Tylko trzeba spróbować.
Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski