Polska może wejść do I ligi europejskiej
Wszystkie wysiłki sił politycznych powinny skoncentrować się na batalii o
mocną pozycję Polski. Symbolicznym uwieńczeniem, a tak naprawdę początkiem
poważnego wzmocnienia naszej roli będzie stanowisko przewodniczącego PE dla
premiera Buzka.
24.06.2009 | aktual.: 25.06.2009 15:11
Są jednak pewne warunki. Od dawna namawiam i apeluję o przyjęcie przez Polskę – ostatecznym podpisem Prezydenta RP - Traktatu Lizbońskiego. Wiele razy też mówiłem, że nie jest on doskonały, że ma braki, ale najważniejsze przyjąć taki dokument, który będzie poważnym fundamentem mądrej integracji. Jako poważny kraj zainteresowany rozwojem Unii Europejskiej i korzystający z jej dobrodziejstw – nawet okupionych dużym wysiłkiem i nie zawsze optymalnych - musimy dać dobry przykład. Nie możemy być siłą blokującą - z przekory, z populizmu i demagogii. Nie podaję się argumentów merytorycznych, zabrakło ich też wcześniej. Nie można uznać za augmenty głosy eurosceptyków, że trzeba dziś stawiać przede wszystkim na państwa narodowe. W takiej optyce nie mamy szans w globalnym wyścigu. Państwa narodowe – tak, ale nie partykularyzmy i wąskie interesy, które zawsze nas gubiły. Decydując się na uruchomienie ruchu drogowego każdy z obywateli zgodził się na jakieś ograniczenia, jakieś nakazy i zakazy, ale nie znaczy to, że
pozbawiony został wolności. A skoro już sam Prezydent RP zgodził się oficjalnie z jego zapisami, a po złożeniu swojego podpisu w Lizbonie w 2007 roku powiedział: "Polska w istocie wywalczyła wszystko, co chciała". Czy później koniunkturalnie zmienił zdanie? Nie czekajmy na Irlandię. Mieliśmy być drugą Irlandią, bądźmy wreszcie silną i odpowiedzialną Polską. Polski i Europy nie stać na dalsze wyczekiwanie, bo to oznacza cofanie się!
Niech wreszcie nawet blokujący integrację populiści i demagodzy zrozumieją, że solidarną odpowiedzialnością i skuteczną dyplomacją wzmacniamy pozycję Polski w Europie. A z tej pozycji będziemy mogli wnosić wiele nowego do Unii. Także zmiany do przyjętego Traktatu, także fundamentalne dla nas wartości oraz – często przekłamywane z różnych stron – fakty historyczne. I co nie mniej ważne – z lepszą pozycją będziemy skuteczniej walczyć o polskie interesy gospodarcze. To jest polska racja stanu. Najwyższe stanowiska dla Polaków to nasz cel taktyczny dla osiągania poważnych celów strategicznych dla Polski i Europy. Czas na nas!
Takie cele jednak nie zaprzątają jednak najmocniej Głowy Państwa. Jak widać Prezydent RP woli podejmować inne tematy zastępcze, zamiast zabiegać o sprawy ważne dla Polski. I już martwi się, że jego prezydentura zmierza ku końcowi. Zaczął więc snuć jakieś iluzje i złudne nadzieje. Zaproponował, że może trzeba przedłużyć urzędowanie prezydenta o 7 lat. Trudno powiedzieć, na co liczy. Czy może przeszło mu przez myśl, że obecna fatalna kadencja mogłaby jeszcze być przedłużona? A może doradcy wpychają go w przekonanie, że ma szanse wygrać i dlatego musi grać o dużą stawkę. To trochę oderwane od rzeczywistości myślenie, ale nie można go lekceważyć, bo nigdy nie wiadomo co nas czeka, a wiemy do czego demagodzy i populiści są zdolni. Na razie, na szczęście, ich przewrotna polityczna nadzieja, czyli kryzys nie uderza tak mocno w Polskę. Muszą więc lizać rany i tłumić bunty po klęsce wyborczej. Droga do nowych wyborów prezydenckich jest jeszcze jednak bardzo długa i trzeba różne scenariusze rozważać. Póki co jednak 7
długich lat takich, jak teraz, rządów prezydenckich nam nie grozi. Nawet kolejne pięć...
Lech Wałęsa specjalnie dla Wirtualnej Polski