Polska chemia łata dziury po ukraińskich firmach
Rynek sąsiadów zdobywają polscy potentaci - Grupa Azoty i Ciech. Mogą tam zostać dłużej.
Konflikt na Ukrainie i związane z tym zawirowania wokół dostaw gazu i cen tego surowca spowodowały, że produkcja wyrobów chemicznych w tym kraju mocno się skurczyła. Dotyczy to zwłaszcza nawozów. - Ceny gazu okazały się zbyt wysokie dla lokalnych producentów. Z tego powodu duża część fabryk stanęła albo zdecydowanie ograniczyła produkcję. Do września spadek ten wyniósł już blisko 50 proc. - tłumaczy Krystian Brymora, analityk DM BDM.
Część instalacji chemicznych znajduje się we wschodniej części kraju, czyli w ogniu krwawych walk. W konsekwencji po pierwszych trzech kwartałach 2014 r. eksport wyrobów chemicznych z Ukrainy spadł o 25 proc., do niemal 2,5 mld dolarów, w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego. Bardzo potężny, bo sięgający 45 proc. spadek eksportu dotyczył nawozów.
Nawozowa dziura
Dotąd Ukraina znajdowała się w pierwszej dziesiątce największych eksporterów nawozów azotowych. - Po tym jak ograniczyła produkcję na rynku stworzył się deficyt, w szczególności amoniaku. Jego ceny od początku roku wzrosły już o około 40 proc. - dodaje Brymora.
Na problemach sąsiadów zyskuje polska branża chemiczna, a głównie należące do Grupy Azoty Zakłady Chemiczne Police. Firma ta część produkcji amoniaku sprzedaje na zagranicznych rynkach. Ograniczenie produkcji na Ukrainie wpłynęło nie tylko na wzrost cen tego produktu, ale też stworzyło szansę na pozyskanie nowych klientów w Europie.
- Już teraz z tego korzystamy - przyznaje Krzysztof Jałosiński, prezes ZCh Police i wiceprezes Grupy Azoty.
W odpowiedzi na światowy deficyt amoniaku oraz wciąż rosnące ceny Police zdecydowały się na modernizację i rozbudowę swoich instalacji. Projekt potrwa półtora roku i pochłonie 156 mln zł.
Analitycy zwracają jednak uwagę, że trudno dziś ocenić, jak trwałe jest ograniczenie mocy produkcyjnych na Wschodzie. - Nie wiadomo, czy po ustaniu konfliktu moce te szybko się odbudują, czy utrzymają się na obecnym poziomie, pozostawiając na dłużej część rynku polskim firmom - kwituje Łukasz Prokopiuk, analityk DM BOŚ.
Jego zdaniem długotrwały ubytek mocy na Ukrainie z pewnością dotyczyć będzie branży węglowej i koksowniczej, na czym skorzystać może Jastrzębska Spółka Węglowa.
Konflikt spowodował, że z powodu kłopotów z dostawami z tamtego kraju koncern ISD postanowił tymczasowo uruchomić w Hucie Częstochowa zamkniętą w zeszłym roku stalownię.
Mocznik wzięły Chiny
Na wielkie korzyści nie mogą liczyć polscy producenci mocznika - zakłady azotowe w Puławach i Kędzierzynie-Koźlu, choć i produkcja tego wyrobu u naszego wschodniego sąsiada mocno spadła. - W przypadku mocznika ceny wciąż pozostają na niskim poziomie, bo lukę w ukraińskiej produkcji wypełnia wzrost importu tego nawozu z Chin - podkreśla Brymora.
Sodowa ekspansja
Szansę na Ukrainie wykorzystał też Ciech, jedyny w Polsce producent sody kalcynowanej, wykorzystywanej do produkcji szkła. Jak dotąd lokalny rynek był zdominowany przez spółkę umiejscowioną na Krymie. Po zajęciu Krymu przez Rosję firma ta zrezygnowała z obecności na ukraińskim rynku.
- Szybko przewidzieliśmy ten scenariusz i jako pierwsi pojawiliśmy się tam z naszą ofertą. Dzięki temu wkroczyliśmy na nowy rynek i cały czas zwiększamy tam sprzedaż - mówi Dariusz Krawczyk, prezes Ciechu.
W III kwartale polska firma rozbudowała fabrykę w Rumunii, a większe ilości sody natychmiast znalazły swoich nabywców właśnie na Ukrainie.
W I kwartale 2015 r. nowe moce gotowe będą również w inowrocławskim zakładzie Ciechu. Czy również jest szansa na tak szybkie uplasowanie na rynku zwiększonej produkcji? - Mocno na to liczymy. Już dziś otrzymujemy mnóstwo zapytań w tej sprawie od naszych klientów - mówi Krawczyk.