Polska chce, aby NATO zapłaciło za wydobycie broni chemicznej z Bałtyku
Główny Inspektor Ochrony Środowiska domaga się, aby w ramach natowskiego projektu "Parasol" uruchomić w najbliższym czasie pilotażowe wydobywanie broni chemicznej zalegającej na dnie Bałtyku najbliżej polskiego wybrzeża.
02.11.2013 | aktual.: 02.11.2013 09:19
Niedawno w pobliżu wejścia do portu w Gdyni odnaleziono ślady iperytu, czyli gazu musztardowego. Składowisko znajduje się w Głębi Gdańskiej. Po II wojnie światowej zatopiono tam około 60 ton tej groźnej substancji.
Główny Inspektor Ochrony Środowiska Andrzej Jagusiewicz mówi, że zalegające na dnie Morza Bałtyckiego składy broni chemicznej to ogromne zagrożenie. - Tam leży broń, która nas zabija w sekundy. To są na przykład gazy bojowe używane podczas I wojny światowej. Wyobraźmy sobie, że ktoś wydobył taki gaz albo się on przemieścił. To może być bardzo poważna katastrofa - mówi Andrzej Jagusiewicz.
Główny Inspektor Ochrony Środowiska ocenia, że za sumę trzech do pięciu milionów złotych można by rozpocząć pilotażowe wydobycie broni z dna morza. - Chciałbym, abyśmy potrafili zidentyfikować miejsce, które jest najtańsze do wydobycia takiej broni, i za pieniądze naszych sojuszników, włącznie z naszym wkładem, dokonali takiego wydobycia. Wówczas będziemy mogli powiedzieć, ile dokładnie to kosztuje - mówi inspektor.
Szacuje się, że na dnie Bałtyku zatopiono około 50 tysięcy ton różnego rodzaju broni chemicznej.