Polscy windykatorzy podbijają Czechy i Słowację
Polscy windykatorzy ruszają na podbój Czech i Słowacji. W krajach tych
brakuje profesjonalnych firm zajmujących się ściąganiem długów - informuje "Dziennik Zachodni".
03.07.2006 | aktual.: 03.07.2006 07:18
Gazeta informuje, że prawdopodobnie jedna ze śląskich firm ściągnie pieniądze od burmistrza słowackiego Żylina. Tamtejsze firmy nie podjęłyby się takiej windykacji. W grę wchodzą układy polityczne. My nie jesteśmy w żaden sposób powiązani. Nie będzie to dla nas problemem. Podobne sprawy już mieliśmy. Ściągnęliśmy pieniądze od byłego prezydenta Krakowa Józefa Lasoty - mówi Piotr Drzewiecki z Pragma Inkaso w Tarnowskich Górach. Wyjaśnia, że podobnie jak kiedyś Lasota, burmistrz Żylina nie zapłacił za kampanię wyborczą. Chodzi o nieuregulowane rachunki za plakaty, ulotki, bilboardy.
Coraz więcej polskich firm robi interesy z południowymi sąsiadami. Długi powstają zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Wyegzekwowanie pieniędzy do tej pory było bardzo trudne, a czasami wręcz niemożliwe. Na przeszkodzie stała bariera językowa, nieznajomość lokalnego prawa i instytucji, w których można się poskarżyć. Dodatkowo na Słowacji sprawy w sądach o zapłatę ciągną się nie miesiącami, jak u nas, ale nawet latami - podaje dziennik.
Na Słowacji rynek windykacyjny raczkuje. Przeważają jednoosobowe firmy, które tak naprawdę oferują "siłowe" rozwiązania problemu. Nie tędy droga. To bezprawne działania. W Polsce nikt o zdrowych zmysłach nie skorzystałby z takich usług - mówi Słowak pracujący dla polskiej firmy windykacyjnej Peter Svancar.
Zatrudniamy windykatorów z Czech i Słowacji. Oni dobrze znają mentalność swoich rodaków. Sama, nawet perfekcyjna, znajomość języka nie wystarczy - podkreśla Drzewiecki.
Jego firma w najbliższym czasie chce zorganizować szkolenia dla polskich, czeskich i słowackich przedsiębiorców. Chodzi o sposoby zabezpieczenia się przed nieuczciwymi kontrahentami. Chce też u naszych południowych sąsiadów stworzyć bazę nieuczciwych biznesmenów. Tamtejsze przepisy dotyczące ochrony danych osobowych nie są tak rygorystyczne jak u nas - pisze "Dziennik Zachodni". (PAP)