Polscy samorządowcy walczą z plagą eurosieroctwa
Problem dzieci opuszczonych przez rodziców, którzy wyjechali za granicę do pracy, stał się na tyle znaczący, że samorządowcy z regionów najbardziej dotkniętych tym zjawiskiem, postanowili wziąć sprawę w swoje ręce – czytamy w "Polsce".
Już teraz władze Łodzi, Gorzowa Wielkopolskiego i Opola zleciły badania dotyczące społecznych konsekwencji eurosieroctwa. Wyniki mają być znane jeszcze w tym roku. Kolejnym krokiem będzie przygotowanie planów pomocy dzieciom, które ucierpiały w wyniku wyjazdu swoich rodziców za granicę. Szacuje się, że problem ten dotyczy obecnie co dziesiątej rodziny w Polsce.
Barbara Trojnar, kierownik Referatu Pomocy Socjalnej Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Opolu mówi, że skutkami ubocznymi masowych wyjazdów mieszkańców regionu opolskiego do pracy za granicą, są: narkomania, alkoholizm, agresja, problemy z nauką i ucieczki ze szkoły. Przyznaje, że żeby przeciwdziałanie podobnym zjawiskom było skuteczne, musi dokładnie zostać zbadana skala zjawiska.
Rząd wciąż nie ma planu zwalczania eurosieroctwa. Pełnomocnik ds. rodziny nie prowadzi żadnych działań, Ministerstwo Pracy przygotowuje raport o dzieciach, które w efekcie emigracji rodziców, trafiły do domów dziecka, natomiast MEN dopiero tworzy program przeciwdziałania skutkom eurosieroctwa w szkołach - podaje gazeta.
Zdaniem minister pracy Joanny Kluzik-Rostkowskiej to, co robią władze miast, jest ważniejsze od pomysłów rządu. Tłumaczy, że ministrowie nie zastąpią w działaniu lokalnych urzędników.
Eurosieroctwo to jeden z najpoważniejszych problemów ostatnich lat. Chcemy jak najwięcej o nim wiedzieć, bo od tego będzie zależało opracowanie planów działań, jakie podejmą pracownicy opieki społecznej i nauczyciele– powiedział w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Bogusław Bukowski z wydziału rozwoju miasta urzędu w Gorzowie.