Polscy prokuratorzy wracają z Rosji; incydent na dworcu
Dwaj polscy prokuratorzy wojskowi zajmujący się dochodzeniem w sprawie katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem, podpułkownik Karol Kopczyk i major Jarosław Sej zakończyli czynności procesowe w Moskwie i wyjechali pociągiem do Polski. Na Dworcu Białoruskim w Moskwie doszło do incydentu; milicja nie zezwoliła polskim dziennikarzom na zadanie pytań prokuratorom w hali dworca, na peronie lub przed drzwiami do wagonu.
16.02.2011 | aktual.: 16.02.2011 19:00
"Zadania wykonane, sześć przesłuchań"
Przed wyjazdem ppłk Kopczyk poinformował, że wykonali wszystkie zadania, które zaplanowali i o których zrealizowanie wystąpili w skierowanym do Federacji Rosyjskiej wniosku o pomoc prawną. - Przesłuchaliśmy cztery osoby, ale łącznie odbyło się sześć przesłuchań. Wynikało to z potrzeby zadania przez nas dodatkowych pytań, na co strona rosyjska wyraziła zgodę. Pytania te zostały przez nas zadane - powiedział prokurator polskim dziennikarzom w stolicy Rosji.
Kopczyk nie chciał podać żadnych szczegółów. Potwierdził jedynie to, co ujawniła strona rosyjska - że pytania polskich prokuratorów dotyczyły kwalifikacji kontrolerów lotów, przygotowania lotniska do przyjęcia polskiego samolotu i decyzji podjętych przez grupę kierowania lotami. - To naturalne, że takie pytania zadaje się osobom, które w danym dniu wykonywały taką funkcję na lotnisku. Szczegółów pytań i odpowiedzi podać nie mogę, bo stanowi to tajemnicę śledztwa - oświadczył prokurator.
Kopczyk przekazał tylko, że "jedna z przesłuchanych osób nie była osobą z grupy kierowania lotami". - Nie podam ani jej danych, ani okoliczności, w związku z którymi ją przesłuchiwaliśmy - oznajmił. Prokurator nie chciał potwierdzić, czy osobą tą był pułkownik Nikołaj Krasnokutski.
"Pieczęć generała Parulskiego - nienaruszona"
Kopczyk potwierdził natomiast, że w ubiegły piątek polscy prokuratorzy uczestniczyli w Komitecie Śledczym Federacji Rosyjskiej w otwarciu sejfu, w którym przechowywane są oryginały nagrań z czarnych skrzynek z rozbitego Tu-154M, i w kopiowaniu ich zawartości. Informację taką przekazał wcześniej Komitet Śledczy FR. - Uczestniczyliśmy w takiej czynności. Na naszą prośbę została jeszcze raz wykonana kopia. Został z tego sporządzony protokół, który jeszcze w tym tygodniu zostanie przesłany do naszej prokuratury - powiedział. Kopczyk przypomniał, że "są to nośniki, które zostały zabezpieczone w trakcie pobytu naczelnego prokuratora wojskowego, generała Krzysztofa Parulskiego w sierpniu ubiegłego roku".
- Uczestniczyliśmy w otwarciu. Sprawdziliśmy, czy pieczęcie - w tym ta pana generała Parulskiego - nie są naruszone, a także czy pakiet, w którym się znajdowały, też nie był naruszony. Nie były - oznajmił, zaznaczając, że po wykonaniu kopii na nośniki znów zostały nałożone pieczęcie polskich prokuratorów. Przypomniał również, że "czarne skrzynki są dowodem rzeczowym pozostającym w dyspozycji Komitetu Śledczego FR".
- Nasz pobyt oceniam pozytywnie. Wszystko, co zostało zaplanowane we wniosku o pomoc prawną, wykonaliśmy - podkreślił prokurator.
Milicja interweniuje
Rozmowa z ppłk. Kopczykiem odbyła się w korytarzu wagonu PKP Intercity, gdyż milicja na Dworcu Białoruskim nie zezwoliła polskim korespondentom na zadanie pytań prokuratorowi w hallu dworca, na peronie lub przed drzwiami do wagonu.
Według źródeł zbliżonych do polskiego śledztwa, w piątek prokuratorzy zaprezentują swoje ustalenia na konferencji prasowej w Warszawie.
Kopczyk i Sej pracowali w Moskwie od 2 lutego. Celem ich misji było zapoznanie się z materiałem dowodowym zgromadzonym w toku rosyjskiego dochodzenia oraz udział w przesłuchaniach świadków.
Podczas pobytu w Moskwie polscy prokuratorzy odmawiali podawania jakichkolwiek szczegółów prowadzonych czynności. Mówili tylko, że są zadowoleni ze współpracy ze śledczymi z Komitetu Śledczego FR, a także, iż mieli możliwość zadawania pytań świadkom. - Mieliśmy możliwość zadawania pytań, a świadkowie odpowiadali na zadawane pytania. Nie było najmniejszych problemów, jeśli chodzi o odpowiedzi świadków - przekazał dziennikarzom ppłk Kopczyk.
Wiadomo, że strona polska przygotowała listę kilkudziesięciu pytań do świadków. Wiadomo też, że wśród przesłuchiwanych byli kierownik lotów i kierownik strefy lądowania z lotniska w Smoleńsku, podpułkownik Paweł Plusnin i major Wiktor Ryżenko.
W połowie stycznia, podczas posiedzenia sejmowych komisji poświęconego katastrofie smoleńskiej, prokurator generalny Andrzej Seremet poinformował, że polska prokuratura dąży także do przesłuchania płk. Krasnokutskiego, zastępcy dowódcy bazy w Twerze, który również był na wieży kontrolnej lotniska Siewiernyj w momencie katastrofy polskiego tupolewa.
Kontrolerzy po raz pierwszy przesłuchani zostali w kwietniu 2010 roku, niedługo po katastrofie. Rosja unieważniła jednak ich ówczesne zeznania z powodu "nieprawidłowości w procedurze przesłuchania świadków". Później rosyjscy śledczy przesłali stronie polskiej nowe protokoły przesłuchań z sierpnia ubiegłego roku; media podawały, że różnią się one od tych kwietniowych.
Działania kontrolerów wywołały wiele kontrowersji po przedstawieniu w połowie stycznia przez kierowaną przez szefa MSWiA Jerzego Millera polską komisję badającą smoleńską katastrofę części zgromadzonych materiałów. Z prezentacji tej wynikało, że rosyjscy kontrolerzy 10 kwietnia popełnili wiele błędów, działali pod presją i nie stanowili wystarczającego wsparcia dla załogi Tu-154M.
Na przykład, polscy eksperci uważają, że płk Krasnokutski nie miał prawa rozmawiać z załogą tupolewa. Do 15 października 2009 roku dowodził on 103. Gwardyjskim Krasnosielskim Pułkiem Wojskowego Transportu Lotniczego na lotnisku Siewiernyj. Został przysłany do Smoleńska z Tweru, aby koordynować prace wszystkich służb uczestniczących w obsłudze wizyt polskich delegacji w dniach 7-10 kwietnia, gdyż bardzo dobrze znał to lotnisko.
Z Moskwy Jerzy Malczyk