Polscy komandosi z Iraku oskarżeni o tchórzostwo?
Trwa śledztwo o ostrzelanie afgańskiej wioski
Nangar Khel, a tymczasem w cieniu tej sprawy przed warszawskim
sądem garnizonowym toczy się bezprecedensowy proces polskich
komandosów służących w Iraku - pisze "Gazeta Wyborcza".
03.03.2008 | aktual.: 03.03.2008 14:22
Marcin i Kamil to sanitariusze, trzeci - Radek - był kierowcą sanitarki. 7 lutego ub. roku polski konwój wpadł w zasadzkę terrorystów. Zginął żołnierz 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego st. szer. Piotr Nita. Zdaniem prokuratury oskarżeni byli tak sparaliżowani strachem, że mimo rozkazu dowódcy nie wyszli z sanitarki, by pomóc rannym kolegom. Nie zabrali też ciała zabitego.
Waliłem w drzwi, żeby mi otworzyli. Patrzę na nich, a na ich twarzach widzę tylko przerażenie! - opowiada kpt. Sławomir K., dowódca konwoju ranny w tym zamachu.
Sąd ma kłopot z ustaleniem przebiegu wydarzeń. Oskarżeni twierdzą, że wyszli z sanitarki i zabrali ciało Nity. Większość żołnierzy nie pamięta szczegółów tragedii.
Nie ma paragrafu na tchórzostwo, ale oskarżonym żołnierzom postawiono zarzut: "nieudzielenie pomocy i odmowa wykonania rozkazu". Grozi im dziewięć lat więzienia.
Armia pozbywa się dwóch oskarżonych. Kamilowi K. i Marcinowi M. wojsko odmówiło przedłużenia kontraktów. Chłopcy ze szwadronu już im nie ufają - mówi dowódca 25. Brygady płk Marek Sokołowski.