Półprawdy Tuska
Donald Tusk ogłasza kilka razy dziennie w
telewizyjnych reklamówkach, że nie zgadza się na monstrualne
odprawy dla polityków i szefów państwowych spółek. Nie krzyczał
jednak głośno, gdy kilkudziesięciotysięczne odprawy brali jego
koledzy z układu AWS-UW. Nie ma do nich pretensji i dziś - pisze
"Trybuna".
Według dziennika, wielu byłych posłów i ministrów z prawicy, którzy cztery lata temu pełną garścią korzystali z przywilejów władzy, wraca do polityki na listach wyborczych Platformy Obywatelskiej.
Moja mama po 42 latach pracy w szpitalu dostała całe 1600 zł odprawy, a prezes kontrolowanej przez państwo spółki po 19 dniach miał dostać 700 tys. zł. Wtedy powiedziałem: dość tego! - przekonuje kandydat Platformy na prezydenta w swojej reklamówce wyborczej, a matki przed telewizorami ocierają łzy z oczu.
Zdaniem "Trybuny", kampania PO na rzecz zlikwidowania przywilejów i odpraw mocno trąci hipokryzją. Partia Tuska najpierw chwaliła się, że nie bierze subwencji z budżetu państwa nie wspominając jednak, że w ostatnich wyborach startowała jako komitet wyborczy i pieniądze jej nie przysługiwały. Na dodatek wyszło na jaw, że w 2001 r. dostała ponad 7 mln zł refundacji z budżetu za kampanię wyborczą, a w reklamach jej liderzy zapewniali, że PO nie korzysta z pieniędzy podatników.
Podobnie rzecz ma się z likwidacją odpraw dla parlamentarzystów. Dlaczego partia Tuska mówi o tym teraz, a nie cztery lata wcześniej? Warto przypomnieć, że po upadku rządu AWS w 2001 r. wielu kolegów Tuska i Rokity, którzy są dziś w Platformie, a wtedy nie załapali się do parlamentu, odprawami się nie brzydziło. Sam Tusk odprawy nie dostał, bo z Senatu trafił do Sejmu i nie miał przestoju w karierze parlamentarzysty.
Odprawy parlamentarzystów wynoszą równowartość trzech miesięcznych uposażeń, czyli ok. 30 tys. złotych. Przysługują posłom i senatorom, którzy nie uzyskają mandatu na kolejna kadencję - informuje "Trybuna". (PAP)