Polka w Niemczech: nie głosuję, nie wierzę w zmiany
- Nie głosuję, by zaprotestować przeciwko temu, co robią z tym krajem politycy - przyznaje 60-letni berlińczyk Hans-Joachim Kostka. W tym roku po raz pierwszy nie weźmie udziału w wyborach do niemieckiego Bundestagu. 35-letnia Jolanta, pochodząca ze Śląska, już od dawna nie głosuje. Nie wierzy, że cokolwiek może się zmienić.
Według prognoz, frekwencja w niedzielnych wyborach parlamentarnych w Niemczech może być rekordowo niska; w tygodniu przed głosowaniem blisko jedna trzecia wyborców nie wiedziała kogo poprze, albo czy w ogóle pójdzie do urn.
- Cztery lata temu głosowałem na SPD, ale teraz jej program prawie nie różni się od programu chadeków - powiedział Kostka, który prowadzi kiosk z prasą w centrum Berlina. Jego zdaniem, żadne ugrupowanie nie ma dobrych pomysłów na walkę z bezrobociem, które w przyszłym roku z powodu recesji gospodarczej dotknie prawie 4,5 mln Niemców. - No dobrze, jest kryzys. Ale nie można ciągle chować się za kryzysem - ocenił.
Największe zadowolenie panuje wśród ludzi na wschodzie Niemiec, w landach dawnej komunistycznej NRD. - Mamy dwa razy więcej bezrobotnych niż na zachodzie, gorszą infrastrukturę, więc nie ma się co dziwić, że jest tylu niezadowolonych - ocenia Kostka, mieszkaniec wschodniej części niemieckiej stolicy.
Obawia się on, że po niedzielnych wyborach do władzy dojdzie czarno-żółta koalicja, czyli chadecy i liberałowie. - Ci, którym już dziś nie wiedzie się za dobrze, będą się mieli jeszcze gorzej. Bogaci będą płacić niższe podatki, a ciężar poniosą ci, którzy mają niewiele - dodaje Kostka.
Rozczarowania polityką nie kryje też Jolanta, ekspedientka ze sklepu z pamiątkami w jednej z najbardziej uczęszczanej przez turystów części Berlina. - Kiedyś głosowałam, ale przestało mnie to interesować. Nie wierzę, że coś się zmieni na lepsze - mówi. Złości ją to, że władze "pchają pieniądze" w hojne - jej zdaniem - zasiłki dla bezrobotnych, którzy nawet nie mają ochoty pracować. - Chyba w żadnym innym kraju państwo nie pomaga tak bezrobotnym, jak w Niemczech. Zasiłek w wysokości 360 euro miesięcznie i do tego czynsz, rachunki... A ze mnie śmieją się, że chodzę do pracy za grosze - wyznaje kobieta.
W nieco inny sposób swój protest wobec polityków zademonstruje 21-letnia Anja. - Idę na wybory, ale oddam nieważny głos. Skreślę wszystkich" - mówi. Także ona nie wierzy, że jakikolwiek rząd zdoła poradzić sobie z kryzysem gospodarczym. "Nie zanosi się też na to, że w najbliższym czasie nasi żołnierze znikną z Afganistanu. A to też bardzo ważne wyzwanie - dodaje.
Zdaniem berlińskiego politologa Gero Neugebauera, złość i rozczarowanie to ważne, choć nie jedyne motywy, którymi kierują się osoby nie biorące udziału w wyborach. - Niektórzy uważają, że ich głos nie ma znaczenia, a wszystko i tak jest rozstrzygnięte. Inni po prostu są leniwi - ocenia ekspert.
Anna Widzyk