Polka urodziła na przystanku, lekarz ją odesłał do domu
33-letnia Agata K. wracała autobusem ze szpitala, gdy nagle okazało się, że jej dziecko chce przyjść na świat właśnie w tej chwili. Z pomocą partnera kobiecie udało się bezpiecznie urodzić na przystanku. Potem matka i dziecko trafili z powrotem do szpitala.
23.09.2011 | aktual.: 26.09.2011 12:43
Polka mieszka razem ze swoim partnerem Jackiem i dwojgiem dzieci w niewielkiej miejscowości Distington w Kumbrii. Wszyscy wracali autobusem z West Cumberland Hospital, gdzie kobieta była na badaniach. Nagle okazało się, że zbliża się poród. 33-latka jako doświadczona matka wiedziała, że ma niewiele czasu i nie zdąży wrócić do szpitala. Postanowiła wysiąść z autobusu - czytamy w portalu newsandstar.co.uk.
Autobus zatrzymał się na przystanku w Parton przy ruchliwej trasie A595. Kobieta oparła się o ścianę i z pomocą partnera udało jej się urodzić dziecko. Na miejscu szybko zjawili się lekarze i karetka. Natychmiast zabrali kobietę i noworodka do szpitala.
Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie. Zarówno matka, jak i dziecko czują się całkiem dobrze. Pani Agata ma już dwóch synów - 6-letniego Remigiusza i 3-letniego Huberta. Noworodek waży niecałe 2600 gramów, czuje się coraz lepiej. Oboje mają wkrótce znaleźć się w domu w Distington.
Ojciec dziecka, 33-letni Jacek, na Wyspach przebywa od sześciu lat, pracuje w fabryce produkującej elementy dachów. Opowiada dziennikarzom, że Agata miała już skurcze w poniedziałek, wtorek i środę. W czwartek zdecydowali się więc na wizytę w szpitalu. Lekarz zbadał pacjentkę, stwierdził, że główka dziecka jest jeszcze na tyle wysoko, że na poród trzeba jeszcze poczekać. Powiedział, aby para wracała do domu i czekała na kolejne sygnały porodowe.
- Wtedy wsiedliśmy do autobusu. Po jakimś czasie Agata dostała silnych bólów. Chciała natychmiast wysiąść z autobusu. Więc wszyscy wyszliśmy na najbliższym przystanku. Autobus odjechał, wokół nie było nikogo. Strasznie się bałem, byłem zestresowany i bardzo się martwiłem - opowiada Jacek, który postanowił zorganizować pomoc. Pobiegł do najbliższego domu, gdzie jego właściciel John McCoy zadzwonił po karetkę. Wszystko to działo się wczoraj około godz. 18.30.
- Ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem zdenerwowanego mężczyznę, który łamaną angielszczyzną poprosił o pomoc. Mówił, że jego żona właśnie rodzi. Początkowo myślałem, że to jakiś żart, jednak szybko zdałem sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę - mówi John McCoy.
Pan Jacek dodaje, że mały Fabian czuje się już bardzo dobrze. - Musi brać antybiotyki, ma też żółtaczkę, ale ogólnie wszystko jest w porządku. Bardzo się cieszę z trzeciego syna - dodaje pan Jacek.
Małgorzata Słupska