Polka nie odda się za 2 euro
Emigracja zawsze wiąże się z szokiem kulturowym, którego jedni doświadczają mocniej, a inni słabiej. Po przyjeździe do nowego kraju najpierw przeżywamy wielką euforię, bo ludzie są tacy mili i jedzenie takie dobre, ale po pewnym czasie zaczynamy tęsknić za rodziną, kotletem schabowym, a miejscowi po prostu zaczynają nas irytować, zwłaszcza przystojni Włosi, którym wydaje się, że wystarczy kubek wina za 2 euro, by poderwać naiwną Polkę.
10.08.2010 | aktual.: 10.08.2010 16:35
Na warsztatach przygotowujących do emigracji zaznaczono, że to jest normalne zjawisko i pojawi się w ciągu kilku tygodni po zmianie miejsca zamieszkania. Co jednak zrobić, jeżeli szok kulturowy pojawi się kilka minut po wyjściu z samolotu?
Najlepszą metodą na poradzenie sobie z nim jest po prostu rozmowa z bliską osobą. Co zrobić, jeżeli najbliżsi na słowa "jest mi tu źle" odpowiadają "powinnaś być szczęśliwa, bo nie każdy może być w tak wspaniałym miejscu"? Trzeba po prostu spróbować polubić kraj, do którego się wyjechało. Ze wszystkimi jego zaletami i wadami.
Podróż z przygodami
Silne turbulencje podczas lotu nie zapowiadały tego, jak będzie wyglądała podróż pociągiem z Rzymu do Sieny. Już samo wydostanie się z rzymskiego lotniska Fiumicino graniczy z cudem. W trakcie półgodzinnego czekania można zobaczyć chyba wszystkie możliwe sposoby złamania przepisów ruchu drogowego, na które policja nie zwraca już uwagi.
Niestety, w centrum Rzymu jest jeszcze gorzej. Samochody przeciskają się przez wąskie uliczki, na jednym pasie jadą dwa rzędy aut. Nic więc dziwnego, że większość samochodów w tym mieście jest poobijana. Dla Polaka, który pomimo częstego przekraczania prędkości, stara się trzymać swojego pasa jezdni, znalezienie się w takim miejscu może wywołać wielkie zdziwienie, a nawet traumę. Duża część osób z Polski, które miały przyjechać do Włoch samochodami, po wizycie w Rzymie zrezygnowała z tego.
Po podróży wypełnionej nieoczekiwanymi skrętami, gwałtownym hamowaniem i wyzwiskami dotarliśmy na dworzec autobusowy. To było, jak powrót do kraju - z każdej strony słychać było język polski, w witrynach sklepów i kiosków z biletami wisiały polskie reklamy: "kup tani bilet do kraju", "tu mamy polskie gazety" i "mówimy po polsku". Niestety, i tam okazało się, że podróżnego często wprowadza się w błąd - bilety, które miały kosztować 5 euro, były po 21.
Nieco tańszym środkiem transportu okazał się pociąg. O ile w Rzymie wszystko odbyło się o czasie i zgodnie z rozkładem, to podczas przesiadki w Chiusi pojawiły się problemy. Teraz już wiemy, że jeżeli pociąg ma odjechać z peronu nr 6, to nie powinno się wierzyć rozkładowi jazdy. Zresztą chyba nawet maszynista nie wie dokładnie, dokąd ma jechać.
Włosi są gościnni i chcą dziewczyn "bez inwestycji"
Pomimo ciągłych spóźnień i odwoływania pociągów można stwierdzić, że Włosi są jednymi z najsympatyczniejszych ludzi na świecie: zawsze uśmiechnięci i chętni do pomocy. Co chwilę ktoś pozdrawia cię na ulicy, a w restauracji dostaje się gratis lampkę szampana na poprawę humoru. Takie małe gesty na pewno pomagają w zadomowieniu się w tym kraju i zmniejszają szok kulturowy.
Jednak włoska gościnność ma również drugą stronę. Stereotyp Włocha-podrywacza jest znany chyba na całym świecie. To tutaj kierowca potrafi zatrzymać samochód na środku ulicy tylko po to, żeby zacmokać na dziewczynę, zaproponować "nocleg" w swoim mieszkaniu, czy po prostu objąć i cmoknąć w policzek obcą dziewczynę.
Mieszkańcy kraju w kształcie buta przekonani są o tym, że do poderwania dziewczyny z Polski wystarczy lampka wina za 2 euro (dobrze, jeżeli to jest lampka, a nie po prostu plastykowy kubek) i kilka komplementów. Spotkani przeze mnie Włosi nazywają to "znajomością bez inwestycji".
I w takim przypadku niewiele pomoże mówienie "nie chcę", "mam chłopaka", odsuwanie się i powiedzenie kilku obraźliwych słów. Ich to po prostu nie zraża, a nawet zachęca do działania. W końcu, jeżeli kobieta mówi "nie", to tak naprawdę myśli "tak".
"Zrobimy to jutro"
"Jutro" jest chyba ulubionym słowem mieszkańców Półwyspu Apenińskiego. Kartę do internetu można kupić dopiero "jutro", telefon dobrze zacznie działać "jutro", ceny na stołówce będą niższe "od jutra". Dla Polaka, któremu bliżej jest to dobrze zorganizowanych mieszkańców północnej części Europy może być dużym zaskoczeniem to, że w tym kraju wszystko odkładane jest na później.
Oczywiście są to tylko stereotypy i fakt, że potwierdziły się w kilku przypadkach, nie powinien sprawiać, że będą przedkładane na cały naród.