Polityczne reperkusje taśmy wideo bin Ladena
Komentatorzy w USA są zgodni, że
najnowsze wystąpienie Osamy bin Ladena na taśmie wideo było
m.in. próbą wpłynięcia na odbywające się we wtorek amerykańskie
wybory prezydenckie.
Nie są jednak całkiem jasne intencje szefa Al-Kaidy - czyjego zwycięstwa by pragnął - i trudno przewidzieć jak słowa jego oddziałają na decyzje wyborców, chociaż przeważa przekonanie, że nagranie sprzyja raczej prezydentowi Bushowi.
Na taśmie bin Laden nie grozi tym razem bezpośrednio jakimś konkretnym atakiem terrorystycznym na USA, tylko atakuje Busha i jego politykę wobec świata arabskiego oraz konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Kwestionuje też zdolności przywódcze Busha, przypominając m.in. jak zareagował na wiadomość o ataku 11 września 2001 r., Prezydent nie przerwał wtedy od razu czytania dzieciom w szkole na Florydzie bajki o koziołku.
Są to argumenty używane przeciw Bushowi przez Demokratów - epizod z czytaniem bajki przywołał m.in. w swoim głośnym dokumentalnym filmie-pamflecie "Farenheit 9/11" lewicowy filmowiec Michael Moore.
Po emisji nagrania bin Ladena obaj kandydaci: Bush i demokratyczny senator John Kerry złożyli natychmiast oświadczenia, w których podkreślili jedność Amerykanów wobec zagrożenia terrorystycznego.
Sztab kampanii Kerry'ego zwrócił jednak uwagę, że taśma przypomina, iż szef Al-Kaidy nadal żyje i działa, ponieważ wskutek skoncentrowania się na wojnie w Iraku Stany Zjednoczone dysponują zbyt małymi siłami do ścigania herszta terrorystów w Afganistanie.
Zdaniem niezależnych ekspertów, w ostatecznym rozrachunku nagranie działa wszakże na korzyść Busha. Wszelkie bowiem przypominanie o zagrożeniu terrorystycznym podsyca strach i mobilizuje społeczenstwo wokół prezydenta. Bush poza tym - jak wynika z sondaży - cieszy się dużo większym zaufaniem Amerykanów niż Kerry jako przywódca w wojnie z terroryzmem.
Dlaczego bin Ladenowi mogłoby zależeć na tym, by Bush nadal rządził Ameryką?
Niektórzy specjaliści uważają, że twarda polityka obecnego prezydenta wobec terrorystów nie jest im na rękę - woleliby "miększego" Kerry'ego, który wydaje się mniej skłonny do wojskowych interwencji za granicą, bardziej woli polegać na dyplomacji i sojuszach międzynarodowych.
Inni jednak zwracają uwagę, że Kerry deklaruje gotowość użycia wszelkich środków w wojnie z terroryzmem. Wyrażają też opinię, że bin Laden, jak wszyscy islamscy ekstremiści, nienawidzi samej "niewiernej" Ameryki i jest mu w gruncie rzeczy wszystko jedno kto jest tam u władzy.
Natomiast Bush - zdaniem ekspertów - swoją polityką krucjaty "antyterrorystycznej", przez wielu Arabów rozumianej jako antyislamska, lepiej niż Kerry podsyca i mobilizuje ich nienawiść do Ameryki i dzięki temu ułatwia bin Ladenowi werbunek nowych bojowników do Al-Kaidy.