Trwa ładowanie...
d9e0jpr
01-12-2009 08:12

Politycy są bezradni ws. Afganistanu

Ze smutkiem i z zaniepokojeniem obserwuję bezradność polityków w sprawie Afganistanu. W bardzo trudnej sytuacji, w tej swoistej pułapce strategicznej, w jakiej znalazły się tam USA, NATO i razem z nimi Polska, nie są w stanie wypracować racjonalnej strategii politycznej rozwiązania tego kryzysu, a w przypadku Polski – strategii udziału w jego rozwiązywaniu. Wszyscy oglądają się na wojskowych, od nich oczekują podpowiedzi, u nich szukają recepty. A wojskowi, co zrozumiałe, proponują koncepcje zawężone tylko do perspektywy wojskowej. Tymczasem kryzys afgański nie ma charakteru wyłącznie wojskowego - jest kryzysem uniwersalnym. I recepta musi być uniwersalna, a nie wojskowa.

d9e0jpr
d9e0jpr

Jest zasadnicza różnica między wojskową optyką operacyjną, a państwową optyką polityczną. To są zupełnie inne kategorie problemów i inne typy decydowania. Ten sam człowiek postawiony w jednej lub drugiej roli będzie zupełnie inaczej podchodził do tych samych problemów. Wymowną tego ilustracją jest zróżnicowanie w podejściu do problemu afgańskiego w amerykańskim wojskowym establishmencie strategicznym: między generałami w służbie czynnej i generałami w stanie spoczynku. Generał S. McChrystal, głównodowodzący wojskami USA i NATO w Afganistanie (na ogół wspierany przez innych dowódców w służbie czynnej) domaga się przydzielenia mu więcej wojsk. Zupełnie odwrotne lub co najmniej mocno sceptyczne zdanie mają jego koledzy w stanie spoczynku, w tym piastujący ważne funkcje polityczne: np. gen K. Eikenberry – ambasador USA w Afganistanie, gen. J. Jones – doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego, czy też gen. W. Clark – były dowódca NATO w Europie. I ta różnica nie jest tylko kwestią innych temperamentów czy
osobistych poglądów tego lub innego generała. To jest następstwo po prostu innej perspektywy. Mówi o tym bez ogródek gen. J. Jones: gdy byłem dowódcą w Afganistanie również domagałem się więcej żołnierzy. Po prostu: oficerowie na stanowiskach dowódczych w służbie czynnej uprawiają strategię wojskową (w tym operacyjną), ci drudzy – państwową (w tym polityczną). A to są inne strategie.

Dlatego w sprawach strategii państwowej, w tym strategii wojennej, politycy muszą brać na siebie osobiście obowiązek twórczego myślenia, generowania pomysłów i ciężar decydowania oraz pełnej odpowiedzialności, a nie tylko ustosunkowywać się, akceptować lub odrzucać pomysły wychodzące z podległych szczebli, w tym wypadku ze szczebla wojskowego. Decydowanie poprzez zatwierdzanie propozycji podwładnych – to najprostsza (by nie rzec: prymitywna) i najsłabsza forma decydowania. Nigdy nie jest dobra. Proces decydowania strategicznego musi iść od góry w dół, a nie od dołu do góry.

A dzisiaj nasza strategia zaczyna się w NATO. Tam musimy rozpoczynać swój cykl strategicznego postępowania. Dlatego głównym obowiązkiem polskich decydentów politycznych dziś nie jest zaakceptowanie lub odrzucenie przygotowanego przez wojskowych planu zwiększenia naszej obecności w Afganistanie. To przede wszystkim obowiązek doprowadzenia w NATO do politycznej decyzji o dostosowaniu statusu wspólnej operacji do realnych warunków wojennych, czyli przekształcenia jej z dowolnej w jednakowo obowiązkową dla wszystkich, z niesolidarnej w solidarną. Bez takiej zmiany wysyłanie dodatkowego wojska nie ma żadnego sensu, bo niezależnie od liczby żołnierzy nie da się wygrać wojny niewojennymi metodami. W razie braku konsensusu w tej sprawie trzeba radykalnie zmienić cele i cały sposób podejścia NATO do kryzysu afgańskiego (włącznie ze strategią wyjścia). I to jest pierwotnym obowiązkiem polityków, a nie zajmowanie się tylko sprawami czysto wojskowymi.

Ale, aby tak właśnie decydować, politycy muszą mieć odpowiednie przygotowanie strategiczne. Zarówno teoretyczne, zdobywane w toku studiów i różnego rodzaju kursów, jak i praktyczne – zdobywane w toku gier i ćwiczeń strategicznych w ramach pełnionych przez nich funkcji. I tu dochodzimy do sedna problemu. W Polsce politycy w większości nie mają okazji do takiego przygotowania. Omijane są przez czołówkę polityczną Wyższe Kursy Obronne w AON, pomyślane właśnie jako forma orientacyjnego szkolenia i doskonalenia najwyższych kadr państwowych i parlamentarzystów w zakresie strategii. Po macoszemu, jak jakieś zło konieczne, traktowane są gry i ćwiczenia strategiczne na wszystkich szczeblach struktury państwowej. Nie mówię już o braku jakiegokolwiek zainteresowania partii politycznych szkoleniem strategicznym swoich kadr: potencjalnych kandydatów do funkcji państwowych. Zapomina się, że polityka – jako kierowanie państwem – to zawód, który wymaga przygotowania, a nie tylko misja (przeznaczenie), do której wystarczy
gotowość jej podjęcia.

Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski

d9e0jpr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d9e0jpr
Więcej tematów