Politycy o konstruktywnym wotum nieufności dla premiera
Jako "nieodpowiedzialny, niepotrzebny i
nierealistyczny" określił prezydent Aleksander Kwaśniewski pomysł
przeprowadzenia konstruktywnego wotum nieufności dla rządu Marka
Belki, co rozważa SLD. Sam premier uważa, że w Sejmie jest
większość dla przeforsowania takiego pomysłu.
09.05.2005 | aktual.: 09.05.2005 19:28
Żeby zainstalować jakikolwiek nowy rząd - obojętnie jak go nazwiemy: techniczny, fizyczny czy informatyczny - trzeba najpierw obalić rząd istniejący. Możliwe jest to poprzez zgłoszenie konstruktywnego wotum nieufności - powiedział Belka.
Jak dodał, głosowanie nad samorozwiązaniem Sejmu pokazało, że jest większość 255 posłów. No to, panowie - do roboty - oświadczył.
Według konstytucji, wniosek o konstruktywne wotum nieufności musi być poparty przez co najmniej 46 posłów i musi wskazać imiennie kandydata na nowego premiera. Aby wniosek był skuteczny, musi za nim głosować bezwzględna większość - czyli co najmniej 231 posłów.
Prezydent Aleksander Kwaśniewski uważa, że "byłoby czymś całkowicie niezrozumiałym ze względu na sytuację wewnętrzną, jak i międzynarodową byśmy w Polsce na kilka miesięcy zmieniali rząd i ponosili z tego tytułu koszty".
Sekretarz SLD Marek Dyduch powiedział, że SLD bierze pod uwagę konstruktywne wotum nieufności, ale jako sytuację wyjątkową. Wymienił jednocześnie warunki, jakie SLD stawia rządowi, aby do konstruktywnego wotum nieufności nie doszło.
Chodzi m.in. o awansowanie na wicepremiera szefa MON Jerzego Szmajdzińskiego, wybór ministra środowiska z SLD, dokończenie przez parlament prac nad projektami ustaw dotyczących m.in. płacy minimalnej oraz dodatku pieniężnego dla najuboższych emerytów i rencistów.
Wypowiedź Dyducha stonował szef SLD Józef Oleksy, który powiedział, że konstruktywne wotum nieufności dla rządu Belki "to pomysł, który się przewinął w Sojuszu, ale nigdy nie stał się stanowiskiem politycznym". Szef partii zapewnił też, że "nie ma żadnego pakietu warunków" dla rządu.
Według tygodnika "Wprost", klub SLD powołał specjalny trzyosobowy zespół, który prowadzi negocjacje w sprawie powstania nowego rządu. W jego skład weszli Marek Dyduch, Jacek Zdrojewski i Kazimierz Chrzanowski. Jak podaje tygodnik, wśród kandydatów na premiera wymieniani są: ustępujący rektor UJ prof. Franciszek Ziejka, były premier Waldemar Pawlak i były prezes PZU Zdzisław Montkiewicz.
Absolutnie wykluczone - tak Ziejka skomentował doniesienia, że jest jednym z kandydatów na premiera nowego rządu. Dodał, że nikt z nim nigdy nie rozmawiał na ten temat.
W połowie kwietnia powołanie rządu technicznego zaproponowało PSL. Nowy rząd miałby powstać na zasadzie szerokiego porozumienia wszystkich ugrupowań politycznych, klubów i kół parlamentarnych. Premierem i ministrami tego rządu nie byłyby pierwszoplanowe osoby polityczne.
Pozytywnie do projektu PSL odniosła się na razie Samoobrona. Jednak prezes Ludowców Waldemar Pawlak przyznał, że z jego rozmów z przedstawicielami innych klubów wynika, że pomysł przeprowadzenia konstruktywnego wotum nieufności i utworzenia tzw. rządu technicznego ma coraz mniej szans na realizację.
Natomiast szef PO Donald Tusk odnosząc się do pomysłu PSL ocenił, że tworzenie na siłę większościowej koalicji "od Sasa do Lasa" wydaje się przedsięwzięciem karkołomnym i niesprzyjającym Polsce. "Jest sens zmieniać zły rząd Marka Belki, kiedy ma się przekonanie, że może w to miejsce powstać coś lepszego" - podkreślił szef PO.