Policjant radził, by ukradła pieniądze ofierze wypadku
Funkcjonariusz szczecińskiej drogówki doradził świadkowi wypadku, by zabrał pieniądze należące do ofiar zderzenia. Śledczym tłumaczył, że żartował - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Halina K. jechała z mężem samochodem z Piły do Szczecina. Byli świadkami wypadku. Furgonetka z dwoma mężczyznami podczas wyprzedzania uderzyła w seicento. Jego kierowca zginął na miejscu. Dostawczy samochód wpadł po uderzeniu pod tira. Pasażer zginął, kierowca zmarł w szpitalu.
Furgonetką, która brała udział w zderzeniu, jechał współwłaściciel hurtowni butów. Tego dnia rozwoził kolejne partie towaru i inkasował zapłatę. Z rozbitego samochodu na drogę wypadły pieniądze biznesmena – 15 tys. zł.Gdy państwo K. zatrzymali się przy wypadku, kobieta znalazła utarg leżący na ziemi i zabrała.
Potem, jadąc już samochodem, zatelefonowała po poradę do znajomego policjanta z drogówki, pytając, co zrobić – mówi prokurator Robert Śledziński z Wydziału IX Biura do spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej, która prowadziła sprawę. Ten policjant poradził, że zrobi szlachetnie, jak odda pieniądze, ale z drugiej strony zawsze ktoś może powiedzieć, że tych pieniędzy było więcej i oskarżyć ją o przywłaszczenie. Zasugerował, że może „zapomnieć o temacie“. Kobieta na to odpowiedziała: „Aha, znalezione, nie kradzione“ – opisuje rozmowę telefoniczną.
Nagranie to wyszło na jaw przypadkiem. W szczecińskiej drogówce trwało bowiem wielkie śledztwo dotyczące korupcji, w którym nagrywano rozmowy policjantów.
Sprawa Haliny K. czeka na rozstrzygnięcie przez sąd. Kobiecie, którą prokuratura oskarża o przywłaszczenie 15 tys. zł, grozi do roku więzienia. Śledczy postawili też policjantowi zarzuty nakłaniania do przywłaszczenia mienia. Grozi mu taka sama kara jak kobiecie, której doradzał przez telefon.