Policjanci postrzelili szaleńca z Gorzowa Wlkp. B. szef policji: wygląda to nieszczególnie
Wygląda to nieszczególnie i tak naprawdę mogli dokonać tego zatrzymania inaczej - oceniał w TVN24 akcję gorzowskich policjantów, którzy oddali kilkanaście strzałów w stronę napastnika, gen. Adam Rapacki, były wiceszef policji. Podkreślił, że choć interwencja była zgodna z obowiązującymi przepisami, w momencie, gdy sprawca zaczął uciekać i rzucił niebezpieczne przedmioty, funkcjonariusze mogli spróbować innych działań. Zobacz film z akcji policji.
Wczoraj 48-latek przy pomocy m.in. tłuczka do mięsa i siekiery zniszczył 13 samochodów. Mężczyzna nie reagował na żadne rozkazy policji. Został postrzelony w nogę
Jak informował WP.PL rzecznik prasowy policji w Gorzowie Wielkopolskim podkom. Sławomir Konieczny, 48-latek wybiegł ok. godz. 7 z kamienicy w centrum miasta. Miał przy sobie siekierę, tłuczek do mięsa, łom i nóż. - Zaczął niszczyć wszystko, co stało mu na drodze. Uszkodził m.in. 13 samochodów i dwie witryny sklepowe - mówi Konieczny.
Na miejsce przyjechała policja. Mężczyzna zaczął niszczyć radiowóz. Nie reagował też na żadne polecenia policjantów. Ostatecznie padły w jego stronę strzały i mężczyzna został postrzelony w nogę.
Gen. Marek Rapacki ocenił w TVN24, że policja miała w tym przypadku prawo do użycia broni. - Sprawca próbował dokonać zamachu bezpośredniego na życie, zdrowie tychże funkcjonariuszy. Gdy już natomiast zaczął uciekać, rzucił przedmioty, którymi próbował dokonać tego zamachu, wtedy policjanci mogli udać się w pościg i próbować go zatrzymać inaczej - ocenił Rapacki.
Były wiceszef policji wytłumaczył, że ustawa o użyciu środków przymusu bezpośredniego przewiduje możliwość użycia broni palnej w czasie zatrzymania sprawcy. - Jeżeli chodzi o podstawy prawne, policjanci mieli takie możliwości, ale wygląda to nieszczególnie i tak naprawdę mogli dokonać tego zatrzymania inaczej - ocenił.