Policjanci odpowiedzą za wymuszania okupu
Dziewięciu śląskich policjantów wymuszało
pieniądze od osób, które wcześniej "wmanewrowali" w niepopełnione
przestępstwa, np. podrzucając im narkotyki. Katowicka prokuratura
skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko grupie, którą poza
policjantami tworzyło siedem osób.
14.12.2005 | aktual.: 14.12.2005 15:02
Grupa ta dopuściła się w ciągu kilkudziesięciu miesięcy wyłudzenia kilkuset tysięcy złotych na szkodę wielu osób, które zostały przez nich wmanipulowane w przestępstwa, których tak naprawdę nie popełniły. Potem proponowano im wyjście z tej sytuacji poprzez zapłacenie określonego okupu - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Katowicach Tomasz Tadla. Jak dodał, z podobną sprawą katowiccy prokuratorzy nie mieli wcześniej do czynienia.
Według ustaleń śledztwa, w popełnianych przestępstwach policjanci wykorzystywali broń, kajdanki, legitymacje służbowe, a w niektórych przypadkach "czynności procesowe" przeprowadzali w jednostkach policji.
Oskarżeni pracowali w różnych sekcjach - np. prewencji, w grupach wywiadowczych, w policji sądowej, jako dzielnicowi - więc mieli wiedzę na temat środowisk przestępczych. Ich ofiarami padały zwykle osoby, które ocierały się o przestępczy półświatek i - według wiedzy policjantów - były majętne i skłonne do zapłaty.
Ofiarami nieuczciwych funkcjonariuszy padła m.in. grupa młodych katowiczan, którzy w 2003 roku jechali na dyskotekę do Pszczyny. Zostali zatrzymani przez policję. W czasie przeszukania auta funkcjonariusze podrzucili narkotyki. Straszyli konsekwencjami, by po chwili poradzić, jak można wybrnąć z tej trudnej sytuacji. Za pozytywne załatwienie sprawy zażądali od nich 70 tys. zł okupu.
Ponieważ zatrzymani nie mieli pieniędzy, funkcjonariusze zaproponowali im pośrednika, który je pożyczy. Na jednej ze stacji benzynowych w Katowicach doszło do przekazania rzekomej gotówki. W rzeczywistości była to reklamówka z papierowymi ręcznikami.
Chodziło o to, by pokrzywdzeni widzieli, że doszło do przekazania pieniędzy. Odtąd byli winni pieniądze pośrednikowi - wyjaśnił Tadla. Jeden z młodych ludzi wypłacił gotówkę z bankomatu i przekazał policjantom. Inny pożyczył blisko 7 tys. od rodziców. Po pewnym czasie pokrzywdzeni złożyli jednak doniesienie w tej sprawie, co zapoczątkowało śledztwo. Wtedy okazało się, że na Śląsku działa grupa policjantów, głównie z Katowic, którzy wymuszają pieniądze za fingowane przestępstwa.
Okazało się, że ofiarą policjantów padł też właściciel siłowni, który handlował sterydami anabolicznymi. Wiedząc, że zajmuje się takim procederem, zaaranżowali transakcję, po czym wymusili 100 tys. zł okupu.
W innym przypadku wprowadzili błąd Niemca, który chciał kupić kobiety do agencji towarzyskiej. Wiedząc o tym policjanci podstawili żonę głównego oskarżonego Leszka G. i jej siostrę. Do "transakcji" doszło na granicy polsko-niemieckiej koło Zgorzelca. Gdy tylko Niemiec zapłacił za kobiety 2,3 tys. euro, zatrzymali go inni policjanci z tej grupy.
Oskarżeni odpowiedzą za oszustwa, wymuszenia rozbójnicze i przekroczenie uprawnień. Prokuratura zarzuciła im dokonanie w sumie 38 przestępstw. Jak oblicza prok. Tadla, gdyby przestępcom udało się we wszystkich tych przypadkach oszukać pokrzywdzonych, wyłudziliby około 300 tys. zł. Części oskarżonym grozi do ośmiu lat więzienia, reszcie - do 10.
Choć początkowo nie przyznali się do popełnienia przestępstw, wielu z nich zmieniło potem stanowisko i poszło na układ z prokuratorem. Teraz mają szansę na skazanie bez rozprawy - także główny oskarżony Leszek G. Uzgodniony dla niego wymiar kary to 2 lata i 9 miesięcy więzienia, 10 tys. zł grzywny i zakaz wykonywania zawodu policjanta przez 5 lat.
Oskarżeni policjanci to młodzi ludzie. Po postawieniu zarzutów zostali zawieszeni w wykonywanych czynnościach. Rzecznik śląskiej policji podinspektor Andrzej Gąska powiedział PAP, że jeden z nich już wcześniej stracił pracę w policji za spowodowanie kolizji drogowej po pijanemu. Pozostali zostaną zwolnieni, jeżeli zarzuty prokuratury potwierdzi sąd.
Gąska zaznaczył, że oskarżeni zostali przyjęci do pracy w policji w latach 1999-2003, kiedy jeszcze obowiązywał inny system naboru. Teraz, kiedy podniesiono poprzeczkę, na pewno nie zostaliby przyjęci do pracy w naszym garnizonie - uważa rzecznik.
Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego w Katowicach.