Policja wezwana do szpitala z powodu... rodzącej
Kilka godzin prawdziwego horroru przeżyła ciężarna mieszkanka Pruszcza Gd., zanim wczoraj w gdańskim Szpitalu "Kliniczna" urodziła zdrowego syna - czytamy w "Dzienniku Bałtyckim". Dramat, który rozegrał się w ciągu kilkunastu ostatnich godzin przed porodem, postawił na nogi medyczne służby wojewody - pomorskiego lekarza wojewódzkiego, lekarza koordynującego ratownictwo medyczne na Pomorzu oraz... policję.
Tę ostatnią wezwał lekarz dyżurny oddziału położnictwa i ginekologii Szpitala Wojewódzkiego, bo jak twierdzą świadkowie - karetka pogotowia ośmieliła się przywieźć do niego rodzącą kobietę, mimo że wcześniej zgłosił on "blokadę".
Po raz pierwszy pani Katarzyna zgłosiła się do położniczej izby w Szpitalu Wojewódzkim w niedzielę, ok. godz. 13. Tego dnia przypadał termin porodu. Lekarz stwierdził, że jeszcze jest za wcześnie, odesłał do domu, ale uprzedził, by zgłosiła się natychmiast, gdy bóle się nasilą. W nocy, kiedy skurcze powtarzały się już co pięć minut, pani Katarzyna wezwała karetkę pogotowia.
Na miejscu, w szpitalu i pacjentka, i ratownicy z karetki napotkali lekarza, który bardzo dziwnie się zachowywał. Odmówił przyjęcia pacjentki, kazał ratownikom szukać innego szpitala.
- Około 2 w nocy zawiadomiono mnie, że ginekolog z wojewódzkiego odmawia przyjęcia rodzącej kobiety - relacjonuje dr Grzegorz Andrzejewski, dyżurny koordynator ratownictwa medycznego na Pomorzu.
Lekarz ządał też, by policja spisała dane ratowników. O awanturze w izbie przyjęć i przerażonej rodzącej kobiecie dr Andrzejewski natychmiast zawiadomił lekarza nadzorującego szpitalny oddział ratunkowy. W nocy z niedzieli na poniedziałek dyżurowała tam dr Małgorzata Maj, jednocześnie zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego ds. lecznictwa. Jest ona oburzona zachowaniem ginekologa, zapowiada wyciągnięcie surowych konsekwencji.