ŚwiatPolicja rozpędziła setki demonstrantów w Stambule

Policja rozpędziła setki demonstrantów w Stambule

Turecka policja rozpędziła w piątek wieczorem tysiące demonstrantów, którzy w Stambule i Ankarze domagali się dymisji premiera Recepa Tayyipa Erdogana. Jego partią wstrząsnął skandal korupcyjny na niespotykaną skalę.

Policja rozpędziła setki demonstrantów w Stambule
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Tolga Bozoglu

W Stambule siły bezpieczeństwa interweniowały ok. godz. 19.00 lokalnego czasu (godz. 18.00 czasu polskiego), gdy tysiące osób próbowały dostać się na plac Taksim w centrum miasta.

Według tureckich mediów na ulicach prowadzących do placu policja użyła gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych kul. Agencja EFE relacjonuje, że dziesiątki radykalnych demonstrantów rzucały w stronę funkcjonariuszy płyty chodnikowe i petardy.

To właśnie na placu Taksim latem odbywały się wielotysięczne antyrządowe protesty. Siły bezpieczeństwa ostro reagowały na te demonstracje, używając m.in. gazu łzawiącego. Według mediów piątkowe sceny przypominają te z czerwca, gdy uczestnicy demonstracji sprzeciwiali się nasilającym się tendencjom autorytarnym we władzach i próbom islamizacji kraju.

W piątek protestujący, którzy zorganizowali się za pośrednictwem mediów społecznościowych, skandowali: "Wszędzie jest łapówkarstwo, wszędzie jest korupcja". Jak zauważa dziennik "Hurriyet Daily News", hasło to przypomina motto czerwcowych protestów, podczas których wykrzykiwano: "Taksim jest wszędzie, opór jest wszędzie".

Według agencji AFP podczas starć ranne zostały dwie osoby, które odwieziono karetkami pogotowia do szpitala. AFP pisze, że ok. godz. 21.00 lokalnego czasu (godz. 20.00 czasu polskiego) na placu Taksim wciąż dochodziło do incydentów.

Wieczorem policja interweniowała również w stołecznej Ankarze. Rozpędziła kilkaset osób, które zebrały się w dzielnicy Kizilay w centrum miasta. - Dymisja trzech ministrów nie wystarcza. Domagamy się także dymisji całego rządu i premiera - powiedział jeden z organizatorów protestu Hasan Yildiz.

Cztery miesiące przed wyborami lokalnymi, uważanymi za test dla szefa rządu i jego partii, premier Erdogan stanął w obliczu bezprecedensowego skandalu polityczno-finansowego.

Afera korupcyjna wybuchła 17 grudnia. Dotychczas formalnie postawiono zarzuty 24 aresztowanym, w tym synom dwóch ministrów. Z powodu skandalu dymisję złożyło trzech ministrów, a będący u władzy od 2002 roku Erdogan zmuszony był przeprowadzić rekonstrukcję rządu.

Broniąc się przed zataczającym coraz szersze kręgi śledztwem, rząd przeprowadził też sporą czystkę wśród najwyższych dowódców policji.

Ponadto Erdogan usiłował doprowadzić do zmian w policyjnych regulaminach, mających zmusić śledczych do ubiegania się o zgodę przełożonych na prowadzenie dochodzeń i aresztowania. Rada Stanu - najwyższy turecki sąd administracyjny - zablokowała tę inicjatywę.

W czwartek, zwracając się do tysięcy zwolenników zgromadzonych na lotnisku w Stambule, premier zaciekle się bronił, po raz kolejny mówiąc o wymierzonym w rząd spisku. Powtórzył, że za dochodzeniem w sprawie korupcji stoi Hizmet, czyli ruch Fetullaha Gulena, wpływowego islamskiego duchownego mieszkającego w USA.

Wielu politologów popiera tezę, że śledztwo jest elementem walki politycznej między rządem a Hizmetem, który popierał partię premiera od 2002 roku, ale ostatnio zerwał ten sojusz. Uważa się, że Hizmet ma istotne wpływy w policji, wywiadzie oraz sądownictwie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)