Policjanci zweryfikowali jak dotąd wszystkie fałszywe alarmy. Większość tych połączeń pochodziła spoza Śląska.
Mimo znikomej wiarygodności takich informacji policjanci, wespół ze strażakami, zarządzali nasłuchiwanie dźwięków w ruinach hali i dodatkowo penetrowali gruzowisko. Dotarli też do kilkudziesięciu osób o wskazywanych personaliach w różnych częściach kraju.
Po odebraniu takiego alarmu policjanci dzwonili na numer telefonu podanej osoby, sprawdzając, czy gdzieś w ruinach nie odzywa się dzwonek. Wtedy włączała się jednak poczta lub połączenie odbierały inne osoby. Wymagało to jednak zawsze przerwania wszelkich prac prowadzonych w miejscu katastrofy - powiedział Bieniak.
Nie możemy pozostawać głusi na tego typu informacje, nawet jeżeli są w tym momencie nieracjonalne. Musimy zaangażować wtedy służby ratownicze, bo musimy być w stu procentach pewni, ponieważ chodzi o ludzkie życie - powiedział Bieniak.
Takie nieodpowiedzialne zachowanie w obliczu zaistniałej tragedii i bólu osób poszkodowanych budzi odrazę i bezzasadnie angażuje służby ratownicze. Każdy, kto w tak niegodny sposób, wprowadza w błąd policję, musi liczyć się z poniesieniem poważnych konsekwencji karnych - zaznaczył Bieniak.