Polak wyszedł sam w ciemność; "Okropnie się boimy"
Miał problemy w pracy. Koledzy namówili go, żeby pojechał wraz z nimi na weekendowe szkolenie, przy okazji zrelaksował się i odpoczął od kłopotów. Pierwszej nocy na wyjeździe zaginął.
Piotr Kubina przyjechał do pracy do Norwegii w 2007 roku. - Zawsze ciągnąłem go ze sobą - opowiada jego przyrodni brat Sebastian. - Mówiąc krótko, w rodzinnym domu nie było wesoło, więc gdy udało mi się wyrwać do Szczecina, to ściągnąłem go tam. Potem razem pojechaliśmy na zagraniczny wyjazd. Lubiłem mieć oko na młodszego brata, zależało mi, żeby wyszedł na ludzi. Nie dociera do mnie, że on mógłby nie wrócić, ciągle czekam na telefon od niego. Zadzwoni i powie: "ostro zatańczyłem, ale już jestem, przepraszam" - wyjaśnia.
Wyszedł w ciemność
Dwudziestosześcioletni Piotrek zaginął w nocy z piątku na sobotę 26 listopada w norweskiej miejscowości Honefoss. Był tam wraz z kolegami z pracy, firmy Rainpower Fabrications AS z siedzibą w Soerumsand, na kursie organizowanym przez związki zawodowe. Wszyscy zatrzymali się w Comfort Hotel Ringerike, mieli zostać do niedzieli.
Według relacji znajomych, w piątkowy wieczór Piotr sporo wypił. W nocy wyszedł z hotelu. Świadkowie widzieli jak w centrum miasta, na Sondre Torg, rozmawiał z grupką napotkanych osób. Policji udało się potem dotrzeć do nich, ale ich zeznania nic nie wniosły do śledztwa.
Policja apeluje o pomoc
Poszukiwania Polaka rozpoczęły się w sobotę rano, kiedy nie pojawił się na kursie. Sprawdzono jego pokój hotelowy, zostawił tam swoje ubrania i laptopa. Kiedy wychodził, mógł mieć przy sobie jedynie portfel. Jak na tę porę roku był cienko ubrany, miał na sobie ciemnoniebieską bluzę z kapturem.
Jedna pierwszych wersji mówiła o tym, że Piotr będąc pod wpływem alkoholu, mógł gdzieś zasnąć. Policja apelowała do okolicznych mieszkańców, by sprawdzili przydomowe zabudowania. Potem rozpoczęto szeroko zakrojone poszukiwania. Piotra próbowali odnaleźć policjanci oraz wolontariusze Norweskiego Czerwonego Krzyża. W poszukiwaniach użyto psów tropiących i helikopterów. Policjanci sprawdzili też nagrania z monitoringu miejskiego, ale nie naprowadziło ich to na trop Polaka. W prasie poprosili o pomoc wszystkich, którzy mogą pomóc w śledztwie.
Zgłosili się tylko pracownicy budki z kebabem. Zapamiętali Piotra, bo doszło między nimi do scysji.
Wciąż szukają
W ostatni weekend w Honefoss przeszukiwano zbiorniki wodne. Te działania miały związek ze sprawą Piotra oraz poszukiwaniami innego zaginionego w podobnym czasie mężczyzny - czterdziestopięcioletniego Norwega. Piotra poszukuje również Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych Itaka.
- Nie mogę sobie darować, że nie pojechałem z nim na ten kurs - mówi kolega Piotra z pracy, Zbyszek. - Kiedy w gronie polskich kolegów bywaliśmy razem na różnych imprezach, to zawsze jeden miał na drugiego oko, nie mogło dojść do sytuacji, że któryś będzie się gdzieś włóczył sam. Niepewność, co tam się stało jest okropna - dodaje. "Piep...e życie"
Jeden z mężczyzn, którzy w feralny piątkowy wieczór rozmawiali z Piotrkiem, zeznał, że ten w pewnym momencie rzucił gorzki komentarz "f...ing life". Zdaniem znajomych Polaka, były to słowa bez znaczenia.
- Piotrek nie mówi dobrze po norwesku - tłumaczy. - W potocznych rozmowach wszyscy uciekamy się do najprostszych komunikatów. Norwegowi wyraził to w taki sposób, a polskiemu kumplowi opowiedziałby całą historię. Tydzień przed zaginięciem był dla niego trudny - wyjaśnia.
Piotr i Zbyszek są zatrudnieni w zakładzie produkującym turbiny do elektrowni wodnych. Zdarzało się, że w pracy dochodziło do nieporozumień. W drugiej połowie listopada ktoś złożył na Piotra nieprzychylny raport, zdaniem Zbyszka cała sprawa była oparta na pomówieniach. Kubina przejmował się tym. Pojechał na szkolenie, bo znajomi przekonywali, że przyda mu się złapać trochę oddechu od napiętej atmosfery.
Ani owca, ani wilk
Ela, przyjaciółka Piotra, z którą mieszkał przez wiele miesięcy, charakteryzuje go, jako osobę wrażliwą i otwartą. - Ujmujące jest to, że o każdym potrafi coś miłego powiedzieć - opowiada Ela. - Ale ma też drugą twarz, o nią pytali mnie policjanci z Honefoss. Chcieli wiedzieć, jak zwykł się zachowywać po alkoholu. Kiedy wypił, zdarzało się, że był niemiły - dodaje.
Zbyszek również wspomina, że pod wpływem alkoholu Piotrek zwykł „dużo gadać”. - Stawał się męczący - stwierdza kolega. - Obawiam się, że w tamten piątek po jakimś czasie wszyscy mieli go dosyć i być może z ulgą przyjęli fakt, że się gdzieś ulotnił. Nikt za nim nie poszedł. Mawia się, że za granicą Polak Polakowi wilkiem, a Piotrek taki nie jest. Od kiedy przyjąłem się do pracy w tej firmie, był dla mnie serdeczny. Powinienem z nim być na tym kursie i dopilnować, żeby wrócił do pokoju! – zapewnia.
Na swoim profilu na portalu społecznościowy Piotrek napisał o sobie: "Pokój wszystkim ziomkom, dobrym i swobodnym".
W Norwegii kamienie są śliskie
Co się mogło stać w piątkowy, listopadowy wieczór w Honefoss? Znajomi Piotrka gubią się w domysłach. Ela boi się, że mógł się wdać z kimś w sprzeczkę. Zbyszek ma teorię, że kolega, zafascynowany swoją pracą, mógł wpaść na pomysł nocnego spaceru w stronę elektrowni wodnej. Norwegia to trudny teren, w wyniku nieszczęśliwych wypadków na przechadzkach ginie tu rocznie nawet kilkanaście osób. Śliskie kamienie, strome zbocza i zbiorniki wodne mogą się łatwo zamienić w pułapki.
- Przez pierwszy tydzień nie martwiłem się o niego - mówi brat Piotra, Sebastian. - Teraz codziennie dzwoni jakiś znajomy i mówi mi, żebym się nie martwił, na święta Piotrek na pewno się znajdzie. I rośnie we mnie jakiż niepokój, że to już za długo trwa. Ostatni raz widzieliśmy się na pogrzebie mamy i nie przyjmuję do wiadomości, że mogło to być spotkanie ostatnie - dodaje.
Osoby, które mogłyby pomóc w wyjaśnieniu, co stało się z Piotrem Kubiną 26 listopada w Honefoss, proszone są o kontakt z policją dystryktu Buskerud pod numerami telefonów (00 47) 32103210 lub 02800.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad