Polak w Norwegii walczy o odzyskanie córki
Trzydziestojednoletni Paweł rozpoczyna prawną batalię o możliwość odwiedzania dziecka. Jeśli mu się uda, przetrze szlaki dla polskich rodziców, którym partnerzy odmawiają prawa do kontaktu z dziećmi przebywającymi w Norwegii.
04.06.2009 | aktual.: 04.06.2009 10:43
Paweł pakuje rowerek, który kupił w prezencie dla dwuletniej córki Oliwii. Zawiezie go rodzicom byłej partnerki, którzy niedługo jadą do Norwegii w odwiedziny, przekażą prezent małej. Jak twierdzi, jemu dziecka odwiedzać nie wolno. Eliza, jego była partnerka, grozi, że jeśli nie będzie przestrzegał jej warunków, czyli ograniczał kontaktów do minimum, pewnego dnia zniknie z córką na dobre. Kiedy Paweł pyta o numer konta, na który mógłby wpłacać pieniądze dla Oliwii, słyszy, że dziewczynce niczego nie trzeba. Kiedy prosi, by mógł ją zobaczyć lub usłyszeć na Skype, dowiaduje się, że córka jest akurat na spacerze, u znajomych lub w łóżeczku.
- Czasem sam nie mogę uwierzyć w ten koszmar - mówi Paweł. - Jak mogliśmy do tego dopuścić? - pyta.
Ten pan już wychodzi
Paweł poznał Elizę przez internet. Ona mieszkała w Norwegii, on w Polsce, spodobali się sobie. Wyjechali na kilka dni do Kudowy Zdrój, Eliza zaszła w ciążę. Dopiero wtedy dowiedział się, że jej przeszłość w Norwegii wygląda nieco inaczej niż to przedstawiała. Była matką dwójki dzieci, akurat w trakcie rozwodu z Polakiem mieszkającym w Norwegii. Choć fakt, że coś przed nim ukrywano zaniepokoił Pawła, opowiada, że szalał z radości na wieść o dziecku. Wyjechał do Norwegii, by być bliżej Elizy. Mówi, że miał ustabilizowaną sytuację życiową w Polsce i gdyby nie ta znajomość, nie byłoby powodu, żeby wszystko rzucać. Dzięki przyjaciołom Elizy znalazł pracę. Poszedł na kurs językowy, wynajął mieszkanie niedaleko domu partnerki. Kobieta zapewniała, że wkrótce zamieszkają razem, ale na razie dzieci z poprzedniego małżeństwa muszą się do niego przyzwyczaić. Opowiada, że rozumiał to i czekał.
Paweł twierdzi, że razem chodzili na wizyty lekarskie, kupowali ubranka dla dziecka. Oliwia urodziła się w szpitalu w Moss. Choć początkowo Eliza nie życzyła sobie jego obecności przy porodzie, uparł się, że przyjdzie. Dziś film z tamtego dnia nagrany telefonem komórkowy jest jednym z jego największych skarbów. Oliwia otrzymała jego nazwisko i polski paszport.
Paweł wspomina, że chciał zamieszkać razem z Elizą i Oliwią, ale ciągle słyszał, że jeszcze za wcześnie. Łudził się, że partnerka obawia się, iż nie zostanie zaakceptowany przez jej starsze dzieci. Jak jednak nawiązać z nimi kontakt, jeśli nigdy nie ma dobrej pory na odwiedziny? Kiedyś synek Elizy poprosił, żeby pokazał mu, jak robić ludziki z kasztanów.
- Pan właśnie wychodzi - miała oświadczyć Eliza chłopcu.
Obchodzisz mnie!
Paweł wrócił do Polski po półtora roku. Kiedy stało się jasne, że nigdy nie będzie mógł zamieszkać z partnerką i córką, kłótnie zamieniły związek w pole bitwy. Od czasu powrotu stara się utrzymać kontakt z Oliwią, ale ponieważ dziecko jest tak małe, potrzeba do tego dobrej woli matki. Zdaniem Pawła, tej brakuje. Zadzwonił do polskiej ambasady w Oslo z prośbą o radę. Odesłano go do ambasady norweskiej, gdzie też niczego konkretnego się nie dowiedział. Polski prawnik poradził mu wynająć prawnika norweskiego. W stowarzyszeniu broniący praw ojca dowiedział się nieoficjalnie, że w podobnych wypadkach najlepiej jest zabrać dziecko na "wakacje" i wystąpić do polskiego sądu o pozbawienie matki praw rodzicielskich.
- Nie chcę rozpętać wojny, w której zrobię krzywdę Oliwii - mówi. - Nie porwę córki, wierzę, że jej jest w Norwegii dobrze. Mnie się z Elizą nie udało, ale to nie znaczy, że jest złą matką, córka ma dobrą opiekę, a poza tym Norwegia to jej kraj. Chcę tylko być pewien, że gdy przyjadę w odwiedziny, to nikt nie zamknie mi drzwi przed nosem. Chcę, żeby córce przekazano kartki wysłane na święta, prezenty urodzinowe, pieniądze na jej wychowanie. Żeby pewnego dnia mogła spokojnie podejść do telefonu wiedząc, że dzwoni tata. Inaczej dorośnie i będzie myślała, że nic mnie nie obchodziła - wyjaśnia.
Także adwokat Małgorzata Supera zdecydowanie odradza zabieranie dziecka do Polski i przetrzymywanie wbrew woli drugiego rodzica, bowiem to oznacza uwikłanie się w sprawę o uprowadzenie. Istnieją instrumenty prawne, z których rodzice mogą korzystać w podobnych sytuacjach.
- Norwegia, co prawda nie jest w Unii Europejskiej, ale podobnie jak Polska jest sygnatariuszem konwencji dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę sporządzonej w Hadze dnia 25 października 1980 roku. Na mocy artykułów 7 i 21 konwencji organy centralne sygnatariuszy powinny podjąć wszystkie możliwe środki w celu ustalenia lub skutecznego wykonywania prawa do odwiedzin - mówi Małgorzata Supera.
Do odpowiedzialności nie zmusimy, ale…
W statystykach norweskiego Ministerstwa Sprawiedliwości i Policji nie ma jak dotąd ani jednej sprawy o uprowadzenie polskiego dziecka do Norwegii bądź umożliwienie polskiemu rodzicowi kontaktów. Co roku przynajmniej jeden obywatel norweski składa tożsamy wniosek dotyczący dziecka uprowadzonego do Polski. W sprawie związanej z uprowadzeniem dzieci przez matkę do Polski państwo polskie przegrało nawet proces przed trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu z norweskim ojcem, ale o polskich rodzicach, których prawa są łamane, panuje cisza. Zdaniem norweskich urzędników, polscy rodzice nie składają oficjalnych wniosków o pomoc, bo nie wiedzą, do kogo się zwrócić.
Organem centralnym, który zajmuje się tego typu sprawami w Polsce, jest Wydział Prawa Międzynarodowego Ministerstwa Sprawiedliwości, zaś w Norwegii Departament Spraw Cywilnych Ministerstwa Sprawiedliwości i Policji (adres: Sivilavdelingen, Akersgaten 42 Postboks 8005 Dep 0030 Oslo, Tel: 0047 22245410, adres mailowy do szefa wydziału Anne Herse: annek.herse@jd.dep.no, strona internetowa w języku angielskim)
. Zdaniem Małgorzaty Supery, sprawa na ogół rozgrywa się tam, gdzie dziecko jest zakorzenione, czyli w przypadku Pawła i jego córki, w Norwegii. Polski rodzic ma dwie drogi. Może się zgłosić bezpośrednio do ministerstwa norweskiego bądź do ministerstwa polskiego. Bez pośrednictwa ministerstwa polskiego sprawa potrwa krócej, ale trzeba być przygotowanym na komunikowanie się w języku angielskim lub norweskim. Wniosek o ułatwienie kontaktów z dzieckiem oraz
inne dokumenty (np. akt urodzenia dziecka) muszą być przetłumaczone na angielski.
Kiedy departament spraw cywilnych rozpocznie działania prawne, polskiemu obywatelowi może zostać przyznana bezpłatna pomoc prawna, o ile jego dochody nie przekraczają pewnego pułapu. Jeśli polski rodzic nie ma możliwości komunikowania się z norweskim ministerstwem po angielsku, może złożyć dokumenty w języku polskim w ministerstwie polskim. Norwescy urzędnicy otrzymując oficjalne zgłoszenie od polskich, nie rozpatrują już, czy faktycznie prawa rodzica zostały złamane, tylko podejmują konkretne działania.
- Proszę jednak pamiętać, że konwencja haska nie przewiduje sankcji w przypadku odmowy współpracy rodzica - tłumaczy przedstawiciel norweskiego ministerstwa. - Początkowo wysyłamy list z prośbą o podjęcie mediacji. Na spotkaniu apelujemy o odpowiedzialność i polubowne załatwienie sprawy. Konsekwencje prawne pojawią się, jeśli np. wyjdzie na jaw, iż rodzic mówił nieprawdę - wyłudzał zasiłek na potrzeby dziecka, choć drugi z rodziców był gotowy płacić alimenty, bądź sfałszował zgodę drugiego rodzica na pobyt dziecka za granicą, bo taki dokument jest potrzebny przy staraniu się o uzyskanie pozwolenia na pobyt - wyjaśnia. Dziecko wystawi rachunek obojgu rodzicom
Małgorzata Supera radzi rodzicom pozostającym w Polsce, by nie rezygnowali z prób kontaktów z dziećmi, zaś rodzicom przebywającym za granicą z dziećmi, aby przemyśleli długofalowe konsekwencje swoich działań.
- Któregoś dnia dorosłe dziecko odwiedzi ojca i zapyta, dlaczego nie zrobił wszystkiego, żeby utrzymać z nim kontakt. Wystawi rodzicom rachunek. Nie tylko ojcu, ale też matce. Dorosłe dziecko będzie miało pretensje do niej, że odebrała mu ważny kawałek tożsamości, podkopała jego wiarę w siebie. Odseparowanie dziecka od ojca, a co najgorsze poinformowanie go, że tata nie był nim zainteresowany, może mieć dramatyczne skutki. Niektóre z tych dzieci mają w życiu dorosłym trudności w budowaniu normalnych związków - tłumaczy pani adwokat.
Warszawska prawniczka radzi, by rodzice, którym odmawia się prawa do łożenia na dziecko, otworzyli rachunki, na których będą zbierać oszczędności. Na takie konto założone na nazwisko dziecka można regularnie wpłacać pieniądze. Istnienie konta będzie nie tylko pozytywnym sygnałem dla dziecka, które prędzej czy później zacznie szukać kontaktu z rodzicem, ale też dowodem w ewentualnej sprawie sądowej. Rodzic, który znika wraz z dzieckiem za granicą może, bowiem próbować pozbawić drugiego z rodziców praw rodzicielskich, twierdząc, iż ten nie wypełnia rodzicielskich obowiązków (i zatajając, iż sam mu to uniemożliwił).
To kompletne bzdury!
Eliza absolutnie zaprzecza wersji Pawła. Twierdzi, że nigdy nie utrudniała mu kontaktów z córką, ojciec może przyjechać do Norwegii, kiedy chce, by się z małą zobaczyć. Mogą wyjść razem na spacer, mowy nie ma jedynie o tym, by Paweł przebywał u nich w domu podczas wizyty. Zdaniem Elizy powinien zrozumieć, że nikt nie zapewni mu w takich sytuacjach hotelu czy pieniędzy na pobyt, a ona też nie może często przylatywać do Polski, bo życie jej i dzieci toczy się w Norwegii.
Paweł szykuje się do prawnej batalii, ma zamiar zwrócić się do polskiego ministerstwa sprawiedliwości. Czy, i kto polegnie w tej bitwie, zależy w dużej mierze od dojrzałości jego i byłej partnerki. Rodzice, którzy są w podobnej sytuacji, mogą skontaktować się z Pawłem pisząc na adres mailowy: olivkowy78@wp.pl
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad