"Polacy ze Śląska tanią siłą roboczą"
Polacy ze Śląska posiadający podwójne obywatelstwo polskie i niemieckie są wykorzystywani przez pracodawców w Niemczech jako tania siła robocza - napisał niemiecki tygodnik "Der Spiegel".
16.10.2005 18:10
Problem dotyczy 200 tysięcy osób, głównie ze Śląska Opolskiego, które regularnie jeżdżą do pracy w Niemczech. Nie obowiązuje ich, w przeciwieństwie do pozostałych Polaków, zakaz pracy w Niemczech do 2011 r.
Większość Polaków z niemieckim paszportem zatrudniana jest przez firmy wynajmujące pracowników na czas określony innym firmom. Dotychczas kierowano ich przede wszystkim do prac przy sortowaniu śmieci oraz przy żniwach, jednak coraz częściej zainteresowanie tanią siłą roboczą wykazują przemysł samochodowy i budownictwo - twierdzi "Der Spiegel".
Biura pośrednictwa pracy prowadzą "bardzo agresywną" kampanię reklamową w Polsce. Na Śląsku stale otwierane są nowe filie. Do największych firm w tej branży należy agencja Wertstoffe Sortierung Personal (WSP) w Neustadt - czytamy.
Powodem rosnącego zainteresowania pracownikami z Polski jest niski koszt ich pracy. I tak WSP płaci 6,57 euro za godzinę. Wynagrodzenie płacone przez firmy wynajmujące pracowników jest blisko 10% niższe od stawek ustalonych przez związki zawodowe branży usługowej Verdi ze związkiem pracodawców. Dodatek za pracę w nocy wynosi 16 zamiast 25%.
Aby to zalegalizować WSP i inne firmy z tej branży zawarły układy zbiorowe z Chrześcijańskim Związkiem Zawodowym Pracowników na Czas Określony (CGB). Jak twierdzi "Der Spiegel", CGB gotów jest podpisać każdą umowę zaniżającą wynagrodzenia.
Firmy wynajmujące Polaków do pracy robią jednak największe oszczędności na osobach prowadzących w Polsce samodzielną działalność gospodarczą lub pracujących podczas urlopu bezpłatnego. Składki na ubezpieczenie społeczne za tych pracowników powinny być odprowadzane do Polski. Ponieważ jednak brak jest odpowiednich umów, pracownicy ci pozostają nieubezpieczeni.
"Die Spiegel" ostrzega przed fałszywymi obietnicami firm poszukujących pracowników w Polsce. Opisuje przypadek Sebastiana Jonczyka, 30-letniego mieszkańca Dobrodzienia, który trafił do pracy w zakładach VW w Wolfsburgu, a następnie do jednego z kooperantów Mercedesa.
Oferowany hotel okazał się podupadłymi koszarami wojskowymi, a w jednym pokoju na piętrowych łóżkach koczowało siedem osób. Przerwy w dostawach ciepła i wody były na porządku dziennym. Nieprawdziwe okazały się też informacje o nieodpłatnym transporcie do pracy i do Polski. Polskim pracownikom zatrzymano "z powodów organizacyjnych" paszporty.
Jacek Lepiarz