Polacy zaatakowani przez 120 talibów; brawurowa akcja
Polscy i afgańscy żołnierze zostali zaatakowani przez znaczne siły rebeliantów. Podczas wspólnego patrolu grupa bojowa została ostrzelana przez oddział 120 bojowników. Wymiana ognia trwała ponad dwie godziny - poinformował por. Sebastian Kostecki z sekcji prasowej polskiego kontyngentu w Afganistanie. Zginęło 20 rebeliantów. Żaden z Polaków nie został poszkodowany. Minister obrony narodowej Bogdan Klich określił operację jako "brawurową".
29.06.2010 | aktual.: 29.06.2010 18:48
W poniedziałek wieczorem polscy żołnierze ze zgrupowania bojowego „Bravo” przeszukiwali z afgańskim batalionem (kandarem) wioskę w dystrykcie Moqur w południowej części prowincji Ghazni. Afgańskie wojsko prowadziło operację w osadzie, podczas gdy Polacy ubezpieczali sytuację na zewnątrz wioski.
"Wycofując się z miejscowości, siły afgańskie zostały zaatakowane za pomocą ręcznych granatów przeciwpancernych, moździerzy i broni małokalibrowej. Szacuje się, iż grupa rebeliantów liczyła blisko 120 bojowników" - podano w komunikacie.
W trwającej niemal trzy godziny walce zginęło 20 rebeliantów. Jeden z żołnierzy afgańskich został ranny. W tej chwili przebywa pod opieką medyczną w bazie w Ghazni.
- kandak (odpowiednik polskiego batalionu) afgańskich żołnierzy, który brał udział w walce, to pododdział wyszkolony przez polski zespół doradczo-szkoleniowy.
Obecna strategia realizowana przez Międzynarodowe Siły Wspierania Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie obejmuje szkolenie i ekwipowanie afgańskiej armii i policji. NATO chce, by w przeciągu 2-3 lat mogły one wziąć pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo w kraju.
W Afganistanie przebywa ponad 2500 polskich żołnierzy, w kraju kolejnych 400 czeka w odwodzie. Polska odpowiada za sytuację bezpieczeństwa prowincji Ghazni, przez którą przebiega droga łącząca stolicę kraju Kabul z Kandaharem, tzw. Highway 1. W ostatnim czasie Polacy stali się częstym celem ataków afgańskich rebeliantów.
Brawurowa akcja
Szef MON Bogdan Klich w rozmowie z dziennikarzami w Warszawie określił poniedziałkową akcję w Afganistanie jako "brawurową".
- To była poważna potyczka ogniowa. (...) Nasi żołnierze oraz żołnierze afgańskiej armii zostali zaatakowani przez rebeliantów, (...) dzielnie stawali w tym boju i operacja z naszej strony zakończyła się sukcesem - powiedział minister po uroczystości powitania w kraju trumny z ciałem poległego w sobotę w Afganistanie kpr. Pawła Stypuły.
Szef MON pytany we wtorek o zwiększoną liczbę ataków sił rebelianckich na wojska sojusznicze w Afganistanie ocenił, że - tak jak przewidywano - ryzyko działań rośnie. - Jest tam tak niebezpiecznie, jak przewidywaliśmy pod koniec zeszłego roku, wzmacniając nasz kontyngent do 2,6 tys. żołnierzy - powiedział Klich.
- Nie ma wątpliwości co do tego, że ryzyko będzie wysokie aż do wyborów parlamentarnych w Afganistanie, które odbędą się we wrześniu tego roku - ocenił.
U nas spokojniej
Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych gen. Edward Gruszka wskazał we wtorek, że liczba ataków w naszej prowincji rośnie w mniejszym stopniu, niż w całym Afganistanie czy jego wschodnim rejonie, gdzie leży Ghazni.
- U nas jest trochę lepiej jak w całej strefie wschodniej, gdzie w ciągu ostatniego tygodnia ilość incydentów wzrosła o 23%, u nas jest to na razie tylko 13. Natomiast w całym Afganistanie, za ostatni tydzień, ilość incydentów wzrosła aż o 29% - powiedział generał dziennikarzom na płycie wojskowego Okęcia.
Pytany o ewentualność użycia 400-osobowego odwodu, który jest w gotowości do przerzutu w rejon operacji, gen. Gruszka ocenił, że nie ma na razie takiej potrzeby.
Na razie wystarczy
- Dysponentem strategicznego odwodu jest minister obrony narodowej, ja jedynie mogę wnioskować o taką potrzebę (wysłania go-PAP). Nie oceniamy, aby taka potrzeba obecnie istniała - powiedział gen. Gruszka.
Jak dodał, kontyngent ma własne odwody taktyczne w Afganistanie, a niebawem polskie wojsko w Ghazni zostanie wzmocnione przez amerykański batalion, liczący blisko tysiąc żołnierzy ze 101 dywizji powietrzno-desantowej.