Polacy wywołali skandal w Norwegii
Z listy pracowników Ambasady RP w Oslo zniknęły nazwiska Marka Pędzicha, który przez ostatnie lata pełnił rolę Szefa Wydziału Konsularnego Ambasady oraz Trzeciej Sekretarz Wydziału Konsularnego Ambasady RP Adrianny Warchoł. Wyjazd konsulów ma związek z głośną sprawą dziewięcioletniej Polki przewiezionej z Norwegii do Polski pod koniec czerwca.
21.07.2011 | aktual.: 21.07.2011 15:41
Ambasador RP w Oslo Wojciech Kolańczyk potwierdza zmiany personalne w Wydziale Konsularnym, jednak komentuje je w krótkich słowach. - Obecnie obowiązki kierownika Wydziału Konsularnego pełni pan Marcin Spyrka. Do Oslo przyjechał również inny doświadczony konsul, ale na ostateczne obsadzenie stanowisk będziemy musieli trochę poczekać. To skomplikowana procedura, kandydaci na konsulów bez względu na wcześniejsze doświadczenia i kwalifikacje, muszą zdać egzamin - wyjaśnia.
Ambasador przyznaje, że wyjazd konsulów do kraju nie pozostaje bez związku ze sprawą polskiej dziewczynki, którą brygada polskiego detektywa na początku czerwca zabrała z domu rodziny zastępczej i przewiozła do rodziców w Polsce. Tę akcję polska prasa nazywała "brawurową ucieczką", a norweska "porwaniem".
Dziewięciolatka a dyplomacja
Wojciech Kolańczyk odsyła do oświadczenia opublikowanego na stronie internetowej Ambasady RP w Oslo, w którym zaprzecza się, jakoby Wydział Konsularny Ambasady RP w Oslo brał udział w odebraniu dziecka instytucjom norweskim. To stanowisko zostaje podtrzymane. O co zatem chodzi? O okoliczności sprawy.
- Okoliczności towarzyszące tamtym wydarzeniom sprawiają, że dalsze pełnienie misji konsulów na terenie Norwegii byłoby utrudnione - wyjaśnia Ambasador Kolańczyk.
Aby zrozumieć, o jakie okoliczności może chodzić, należy odwołać się do norweskich doniesień prasowych z ostatnich tygodni. To poruszanie się w strefie domysłów, jednak można je ułożyć w logiczną całość. Od momentu, w którym rodzina zastępcza dziewięcioletniej Polki odkryła jej nieobecność, pracownicy polskiego konsulatu w Oslo byli obecni w norweskich mediach niemal codziennie.
Konsul wiedział - nie powiedział
Tuż po "uprowadzeniu" pracownicy polskiego konsulatu zaprzeczali w norweskich mediach, jakoby wiedzieli wcześniej o planach detektywa, co do dziewięciolatki. Kilka dni później dziennikarze norweskiego dziennika "VG" dotarli do artykułu zamieszczonego w jednym z polskich dzienników jeszcze przed akcją, w którym jakoby zacytowano sekretarz Adriannę Warchoł porównującą norweski Urząd Ochrony Praw Dziecka do Hitlerjugend i twierdzącą, iż ze względu na mały przyrost naturalny w Norwegii zabiera się dzieci imigrantów. Sekretarz stanowczo zaprzeczyła, że miałaby wypowiedzieć takie słowa publicznie. Norweskie serwisy internetowe pokazywały jednak polski artykuł zaznaczając na czerwono najostrzejsze frazy. Atmosferę uspokoiły publiczne przeprosiny wystosowane przez Ambasadora RP Wojciecha Kolańczyka.
Następnie upubliczniono list sekretarz Warchoł wysłany na 12 dni przed "uprowadzeniem" do norweskiej gminy, w którym powoływała się na międzynarodowe prawo i mówiła o "osobistej znajomości" z rodziną dziewczynki. - Nie jest wskazane, by mieszać życie prywatne i przyjaźń z pracą dyplomatyczną - komentowała to profesor Gro Nystuen w "VG". Polska konsul ripostowała na łamach portalu "Moja Norwegia", że "podjęte przez nią drogą oficjalną działanie spotkało się jedynie z komentarzami nieoficjalnych podmiotów. Barnevernet nie poinformowało konsulatu o zabraniu rodzicom dziecka, nie odpowiedziało też na wystosowane pismo".
W Norwegii najwięcej kontrowersji wzbudziło jednak odkrycie norweskich dziennikarzy, że mimo wcześniejszych deklaracji, konsul Marek Pędzich wiedział o planach detektywa i nie poinformował o tym norweskich władz. W wywiadzie zamieszczonym 6 lipca w "VG" przyznał, iż przed "porwaniem" detektyw odwiedził konsulat, a nawet nagrał to spotkanie. Poinformował wtedy konsula o swoich planach. Na pytanie norweskich dziennikarzy, czemu nie powiadomił nikogo o zamiarze popełnienia przestępstwa, konsul Pędzich odparł, że zdawało mu się, iż detektyw tylko żartuje. Medialna nawałnica
W artykule opublikowanym 7 lipca w "VG" rozważano nawet teoretycznie, czy dyplomacie można postawić zarzuty z paragrafu 137 norweskiego Kodeksu Karnego, który mówi o odpowiedzialności karnej za niepoinformowanie policji o zamiarze popełnienia przestępstwa, choć jednocześnie nie zdefiniowano, jakie przestępstwo popełnił polski detektyw. Były to jednak wyłącznie puste słowa, i to nie tylko, dlatego, że dyplomatów chroni immunitet. Władze norweskie nie miały zamiaru podejmować oficjalnych działań, a cała "afera" rozgrywała się bardziej w mediach i forach internetowych, niż na międzynarodowym szczeblu dyplomatycznym.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Norwegii wystosowało 7 lipca następujące oświadczenie: "Departament Spraw Zagranicznych przeprowadził dziś kolejną rozmowę z polskim ambasadorem, Wojciechem Kolańczykiem, w związku z medialnymi wypowiedziami konsula ambasady (Marka Pędzicha). Okazało się, że ambasada posiadała więcej informacji o uprowadzeniu dziecka, niż wcześniej utrzymywała. Rozumiemy jednakże, że teraz ambasador całkowicie kontroluje tę sprawę. Z tego powodu nie istnieje potrzeba jej dalszego rozpatrywania przez Departament Spraw Zagranicznych w tym momencie".
W wywiadzie udzielonym "VG" tego samego dnia na pytanie, czy martwi się możliwymi konsekwencjami sprawy, konsul Marek Pędzich powiedział, że traktuje to, jako swoją osobistą katastrofę.
A co na to obywatel?
Polacy mieszkający w Norwegii mają na temat ostatnich poczynań pracowników konsulatu skrajnie odmienne opinie. Jedni ganią urzędników za brak konsekwencji i nieumiejętność profesjonalnego kontaktu z mediami oraz zwracają uwagę, iż przyjmowanie w budynku konsulatu osoby, przeciwko której toczyło się kilka procesów karnych, (chodzi o detektywa Krzysztofa Rutkowskiego) nie jest zachowaniem, jakie przystoi dyplomacie. Inni mają urzędnikom za złe, że w sprawach polskich rodzin, którym lokalne służby chcą odebrać prawa rodzicielskie, czynią zbyt mało.
Ostatnie wydarzenia w Norwegii pokazały, że praca konsula jest zajęciem bardzo szczególnym, które wymaga posiadania szeregu umiejętności i kwalifikacji. Bardzo dobra znajomość prawa polskiego, międzynarodowego oraz miejscowego, profesjonalne przygotowanie do kontaktów z mediami, umiejętności z zakresu komunikacji interpersonalnej, zdolność do rozpatrywania skomplikowanych spraw z wielu punktów widzenia - to tylko niektóre z nich.
W Rozporządzeniu Ministra Spraw Zagranicznych z dnia 19 lipca 2002 roku można znaleźć plan szkolenia specjalistycznego dla aplikantów dyplomatyczno-konsularnych. Obejmuje ono między innymi: międzynarodowe prawo publiczne, międzynarodowe stosunki polityczno-gospodarcze, elementy historii polskiej dyplomacji, czy sporządzanie korespondencji dyplomatycznej. Na egzaminie obejmującym część ustną i pisemną kandydat musi rozwiązać składający się z 80-ciu pytań test, sporządzić projekt dokumentu lub notatki oraz wykazać się umiejętnością prowadzenia dyskusji.
Zapewne żadne szkolenie nie jest w stanie w pełni przygotować przyszłych konsulów na reagowanie we wszystkich skomplikowanych sprawach, jakie przed nimi staną. Można mieć nadzieję, że ostatnie wydarzenia w Norwegii staną się lekcją, z której zostaną wyciągnięte wnioski.
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad